Bardzo Ci dziękuję! Naprawdę wielkie dzięki, Pawle! Zapoznam się z tym na pewno i coś przetestuję. Jak długo powinnam eksperymentować z nową metodą leczenia? Nie chcę za szybko odstawiać - wiem, że na efekty trzeba sobie trochę poczekać i nic nie ma od razu. Stąd moje pytanie. Czy miesiąc wystarczy?
O proderminie też czytałam, ale właśnie - recepta:( Otóż leczę się u dermatologa z Zielonej Góry, który był polecany przez Szater na innym forum. Niestety jestem niemile zaskoczona tym, że sposób, w jaki mnie leczy, całkowicie odbiega nie tylko od opinii, jakie się na jego temat słyszy (są bardzo pozytywne, a moje odczucia - już niekoniecznie), ale także od zasad, jakie słyszę tu na tym forum. Przez 6 tygodni stosowałam Daivobet, tydzień temu u niego byłam, kazał odstawić pomimo tego, że miałam czerwony, co prawda bez łusek, ale niezaleczony i bolący placek na głowie. Powiedział o nim tyle: "No, tu widać, że się ładnie wchłonęło, można odstawić". Zapytałam, czy to jest już wyleczone. Powiedział, że tak, ale kiedyś pewnie wróci. Wypisał mi receptę ważną do lutego na Daivobet mówiąc, że skoro ten lek mi pomaga to muszę mieć go przy sobie zawsze przez całe życie, żeby w razie czego mieć czym się leczyć, żebym nie musiała już do niego przychodzić.
Czytałam Pawle Twój poradnik. Czy mądry lekarz (takie określenie zostało użyte przez Szater) pozostawiłby mnie z jedyną alternatywą w tej chorobie w postaci Daivobetu na całe życie?
Pytałam go, czy naprawdę nie istnieją żadne inne środki, które mogłyby mi pomóc i które mogłabym bez większego szkodzenia sobie stosować cały czas (miałam nadzieję, że wspomni o jakiejś maści dziegciowej, proderminie, cygnolinie - cokolwiek, byle nie steryd). Powiedziałam o swoich obawach co do sterydu, jakim jest Daivobet. Że nie chciałabym stosować go całe życie. Zapewnił mnie, że jest to najbezpieczniejszy lek w tej chorobie, najnowszej generacji i mimo że steryd - nie ma się czego obawiać. Polecił tylko szampon - Paraderm Plus. I nic więcej. Zgłupiałam, ale nie chciałam podważać jego kompetencji. Teraz się zastanawiam, czy dobrze zrobiłam. Może mogłam mu wprost powiedzieć, że chcę spróbować z proderminą albo z czymkolwiek innym? Skontaktuję się może z Szater na pw, może ona doradzi, jak się z tym panem doktorem obchodzić:p Zastanawiam się, czy powinnam dalej do niego chodzić. Czy jest w ogóle możliwość/sens, by próbować zdobyć od niego receptę na cokolwiek, co sterydem nie jest?
Dodam, że od początku, gdy do niego chodzę, leczy mnie samymi sterydami (na łysienie plackowate - Elocom, a na łuszczycę przed Daivobetem zapisał Ivoxel, czyli to samo co w Elocomie i potem miałam taki wysyp, że się żyć nie chciało) i ani razu nie wspomniał o leczeniu mniej inwazyjnym, choć wiele razy pytałam o to, co jeszcze mogę zrobić dla swojej skóry. Nie powiedział ani o nawilżaniu, ani o niczym...

Kiedy stosowałam ten Ivoxel i Elocom zaczęło mi się pojawiać na twarzy coś, co przypominało wyglądem trądzik posterydowy. Potwornie czerwone, trwarde, swędzące krosty, które goiły mi się po kilka tygodni. Pokazałam mu je i tak jakby udał, że wcale ich na twarzy nie mam. Powiedział, że nie ma się czym przejmować...
W każdym razie, tydzień nie stosuję Daivobetu i wysypało mnie strasznie. Miałam piękną czystą skórę. Poza tym jednym czerwonym plackiem, na który Daivobet dalej stosowałam. Tydzień temu odstawiłam (od połowy kuracji robiłam tylko w tym miejscu, w pozostałych miejscach już nic się nie robiło, wyleczyło się od razu, więc Daivobetu tam nie stosowałam od 2-3 tygodni) z tego miejsca, tak jak kazał dermatolog. Po tygodniu wyszło wszędzie, nawet w tych miejscach, które przecież od 2-3 tygodni były zdrowe i nie stosowałam tam od dawna sterydu.
Nie potrafię już zrozumieć tej choroby, nie wiem, jak sobie pomóc:( W dodatku w ciągu tego tygodnia bez Daivobetu coś mi się zrobiło za uchem:( Trochę się podłamałam, bo czuję, że dermatolog, o którym wszyscy mówią, że świetny specjalista, chciał się mnie pozbyć:( Nawet nie mam u kogo teraz zdobyć recepty na inne rzeczy, skoro on nie chce mi pomóc:( A pani lekarka, która z nim w tej poradni przyjmuje też jako dermatolog, zapisała mi wcześniej na łuszczycę głowy (którą oglądała) krem na grzybicę:( Nawet tego nie wykupiłam, bo wiedziałam, że to głupota... Myślałam, że stosując ten szampon dziegciowy to ten efekt po leczeniu będzie trwał trochę dłużej niż trzy dni:( Ubrałam dziś świetną sukienkę, czarną... I znów była cała w białe kropki:( Nienawidzę tego. Wygląda to tak, jakbym o siebie kompletnie nie dbała. Sypie mi się z głowy bez względu na to, co ze sobą zrobię:(
Najgorsze jest to, że kończę studia i mam może maleńką szansę na zdobycie pracy, świetnej pracy, w firmie, do której z ledwością idzie się dostać. Ciężko na to pracowałam i nie chcę, by choroba to zniszczyła. Nie wyobrażam sobie, jak miałabym tam pracować pokryta cała w zmianach:( Ja wiem, że to nic złego być na to chorym. Ale ludzie dookoła to ignoranci, nie potrafią nawet o czymś poczytać, nawet nie chcą się dowiedzieć, tylko z góry zakładają, że mają rację i traktują chorych jak trędowatych:(
Czy oprócz maści dziegciowych są inne specyfiki, które mogę wpisać na swoją listę kolejnych do wypróbowania? Chcę zrobić listę i przez kilka mies.trzymać się planu - po miesiącu, może półtora jeśli mies.to za mało, wypróbować kolejną rzecz z listy, jeśli poprzednia nie pomoże. Nie chcę co chwilę Wam zawracać głowy:) Szanuję Wasz cenny czas. Trochę się obawiam cygnoliny, że się poparzę. Nakładanie jakichkolwiek specyfików na skórze głowy (tak dokładnie, by się nie wyjechało poza zmiany) jest strasznie trudne, gdy ma się włosy gęste i długie do pasa...
Z góry dziękuję za każdą radę i pomoc, bo jak widzicie - nawet najlepszy specjalista może czasem pacjenta olać:(((