Agorano, daivobet to silny steryd (o czym lekarze wcale tak chętnie nie informują, za to wciskają kity, że jest super, nowej generacji, że nie jest tak zły jak sterydy starsze - bzdura, steryd to steryd) i stosując go nic dziwnego, że zmiany wciąż wyłażą Ci od nowa.
Ja po Daivobecie (miesiąc stosowania, ściśle przestrzegając zaleceń dermatologa) miałam tak obolałą i piekącą skórę głowy, że spać nie mogłam! Odstawiałam tak jak kazał dermatolog i co? Ledwo przestałam się tam co któryś dzień smarować (powolutku zmniejszałam dawkę, jak mi nakazano) i miałam taką łuszczycę, taki stan zapalny, jakiego jeszcze nie widziałam! Skóra - purpura, jedna wielka żywa rana!
Jestem ciekawa tych badań maści Yiganerjing. Jedno jest pewne. Używam jej od roku z przerwami. Coś wyłazi - leczę dwa tyg, potem odstawiam i zmiany wyleczone:) Miałam w życiu wiele innych problemów skórnych poza łuszczycą, nie jeden steryd już stosowałam. I wiem jedno - ja sterydów nie mogę używać (nawet do nosa na alergię takich w kroplach!), bo od razu wyłazi mi trądzik sterydowy, a objawy wcale się nie zmniejszają, tylko się zwiększają. Ponadto stosowane na skórę sprawiają u mnie, że piecze i boli. Zwyczajnie jest coraz bardziej czerwona i taka mocno ściągnięta, jak wysuszony pergamin... Żadne nawilżanie nawet co kilka godzin jej nie pomagają, żadne nalewki (choć wrotyczowa, balsamy wrotyczowe to świetne wspomagacze leczenia!)... I nikt mi nie wmówi, że mogę sterydy stosować, tylko trzeba wiedzieć jak - ja mam problemy już po kilku dniach ich stosowania (raz dziennie). Tak mam po sterydach i już, nie mogę ich i koniec kropka.
A po maści Yiganerjing ŻADNYCH PROBLEMÓW. W moim przypadku ani trochę jej działanie nie przypomina sterydów. Ani troszeczkę. Poza tym, że w końcu coś mi naprawdę pomaga, a nie pomagało nic. Podkreślam - już rok minął od pierwszego zastosowania. Skóra się nie uzależnia, również nie odczuwam słabnącego działania z każdą kolejną kuracją. Może jestem jakimś wyjątkiem?
Dajcie znać, bo sama jestem ciekawa, co w niej naprawdę jest
