Życie z łuszczycą na co dzień, czyli jak radzimy sobie z naszą chorobą w codziennych czynnościach.
#4703
Ja też jej nienawidziąłm i nadal jej nienawidzę. Tylko co to zmienia? Jestem na nią skazana. Będziemy na dobre i na złe i dlatego MUSZĘ tak właśnie muszę ją zaakceptować bo inaczej wykończę sie psychicznie i wszystkich wokoło, i w nieskończoność będę obwiniać cały świat za to że jestem jaka jestem. A czyja to wina nie moja ale również niczyja. Tak miało być i tak musi być. Obecnie jestem na dobrej drodze do remisji i jestem taka "mądra" ale nie zawsze tak było. Sa rzeczy ważne i ważniejsze i w życiu należy wybrać co dla nas jest dobre być smutasem czy szczęśliwą dla siebie.
Gadam jak psycholog ale w każdym z nas jest trochę z psychologa. Doświadcza nas ta choroba.
#4704
u każdego inaczje choroba przebiega, każdy też inaczej się do niej nastawia prawda? ;) pocieszająca jest też myśl, że z czasem człowiek do wszystkiego się przyzwyczai. nie ważne jak długo mu to zajmie, ale jednak się przyzwyczai.
#4705
Mi przyzwyczajenie zajęło prawie 16 lat, i jeszcze się nie przyzwyczaiłam. Tylko jak Szater napisała "Pozytywne myslenie powoduje przepływ energii" dobrej enerii i wtedy nam jest lepiej i lżej nam na duszy i zdobywamy siły do walki i mamy w d...e co inni myślą.
#4706
W obecnych czasach też panują wszech pojęty czarno gród. Pamiętam jak 6 lat temu miałam tą przyjemność być delikatnie powiedziawszy wytykaną palcami, gdy w klasie dowiedzieli się o mojej chorobie. Nagle wszystkich pseudo przyjaciół wcięło. I tak osobiście wydaję mi się, że to bardziej boli, a to dlatego, że obecnie jest szeroki dostęp do wiedzy na temat naszej choroby a mimo to ludzie nie wysilą się aby czegoś się dowiedzieć. Wolą od razu przypiąć pasującą im metkę.
#4707
tak sobie czytam i mysle ile to madrosci w waszych wypowiedziach,zwykłej prawdy zyciowej...nie wyczytanej z ksiazek ale przeżytej....młodzież no cóz to chyba najbardziej nietolerancyjna grupa ludzi na swiecie ...a przeciez oni sa czyimis dziecmi,ktos ich urodził i.....no własnie czy ktos ich wychowuje czy hoduje-spełniajac wszelkie zachcianki.Duża role odgrywamy własnie my bo to my musimy pokazac swiatu ze z ta choroba mozna zyc normalnie,musimy posiadac odpowiednia wiedze na temat choroby...bo wybaczcie ale szlag mnie trafia jak facet pisze ze zyje z łuszczyca 20 lat i zony nie zaraził tylko córke :devil:
Złosc,nienawisc....pewnie odgrywaja jakas role ale czy budujaca?kiedys przyniosłam kurzajki ze szkoły-siedziałam z taka kolezanka-miała całe rece wysypane,nie wiedziałam ze to zarazliwe i...dopiero mi na podwórku uswiadomili żem parszywa:tak sie wsciekłam że w domu nozyczkami do skórek POWYCINAŁAM narosla,wyrywajac tez korzenie,bolało jak cho...ra,krew sie lała,ojciec mało mnie nie zadusił za te mądrosc-ale kurzajek sie pozbyłam....tylko czy warto było?mozna było w delikatny sposob pozbyc sie problemu.Łuszczycy sie nie da wypalic,wyciac.....ona jest i jak czarnoskóry nie pozbedzie sie koloru swojej skóry tak i my musimy zaakceptowac i...zagłaskac zołze na smierc :D
#4708
Mądry człowiek kiedyś powiedział, że im więcej niezawinionego cierpienia, tym więcej łaski spływa na człowieka. Ale czy to prawda?

Jest wiele przypadków ludzi, u których właśnie psychiczne cierpienie sprawiło że wykształcili w sobie spokój, dystans do siebie i świata, uwrażliwili się na to co najważniejsze: na miłość, otwartość na drugiego człowieka.

Mnie w łuszczycy przeszkadzają zdarzenia, gdy znajdę się w grupie osób, którzy traktują siebie jako idealnych - twardzieli. Ja ze swoją łuszczycą określam siebie jako ten daleki od ideału. Z twardzielami mi nie po drodze.
#4710
Wedruje sobie przez życie z ta moja łuszczyca i tysiacem innych chorób współistniejacych,wokoło mnie zawsze pełno ludzi,róznych ludzi,nie dziele ich na lepszych czy gorszych,czasem i od nich ucze sie podejscia do okreslonych problemów,radzenia sobie w nowej sytuacji,czasem twardziel to tylko maska-wrazliwego człowieka...niejednokrotnie zdazało sie ze niespodziewanie ten twardzel padał na prostej drodze ,wielu go mijało...ja zawsze sie zatrzymam...nie potrafie przejsc obojetnie.Czasem przeszkadza mi gdy chorzy oczekują ze cały swiat musi sie pochylic nad nimi,zrozumiec ich ból ale jakos dziwnie nie działa to w strone tzw "innych"-kolorowych,innowierców czy "moich"bezdomnych
#4714
A czy przypadkiem Nasza choroba nie sprawia, że sami jesteśmy takimi "twardzielami" dla innych? Zastanówcie się. Ja przynajmniej nie pokazuję po sobie, że np. czyjeś dziwne spojrzenia lub szepty robią na mnie wrażenie. A za zamkniętymi drzwiami to już inna bajka, czasem nawet i popłaczę sobie. Nie raz też powtarzano mi, że buduję wokół siebie mur nie do przeskoczenia, zamykam się w pewnego rodzaju skorupie, a nie warto bo Ci którym na mnie zależy zawsze ze mną będą:).
#4716
Czego właściwie oczekujemy od innych gdy na nas patrzą? Współczucia? Ja bardzo nie lubie gdy ktoś się nade mną lituje i współczuje. Zainteresowania? Ale jakiego typu np o matko co ci się stało, tego też nie lubię. Akceptacji? Przecież każdy boi się choroby tym bardziej skóry. Czyli jak mają się zachować inni udawać że nie widzą? Czy każdemu kto na nas spojrzy, mamy mówić że to łuszczyca. My też musimy zrozumieć resztę świata, że oni też nie wiedzą jak się zachować.
  • 1
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 10