- 22 maja 2016, o 21:56
#26326
-jaa99, mógłbyś podrzucić link do tego artykułu? Chciała bym przeczytać całość, a nie czyjeś wnioski.
A co do stygmatyzacji chorych na niezakaźne choroby skórne- na łuszczycę choruję niecała dwa lata, mam łuszczycę krostkową i pospolitą. Co prawda ta druga nie zajmuje większej powierzchni, zaś krostkowa- zimą marzyłam o kozakach bez pięty,miałam problem z założeniem jakichkolwiek butów. Pozostało mi nabyć emu, których nie lubię, ale tylko w nich mogłam chodzić.Latem nosiłam spodnie i klapki-japonki. Bo tylko te mogłam. Moje otoczenie wie, że mam łuszczycę i u nikogo nie zauważyłam objawów obrzydzenia na widok moich dłoni czy stóp. Paznokcie maluję, więc prawie nie widać. Natomiast latem jedna osoba teatralnym szeptem zauważyła:" te pięty to by mogła se doprowadzić do socjalizmu".Nie obeszło mnie to tylko dlatego, że ta osoba wyglądała jak "Dżabba". I sama powinna spojrzeć w lustro i "doprowadzić się ..."
Poza tym nie spotkałam się z jakimś ostracyzmem czy obrzydzeniem. Nawet na basenie. Mówienie o tym, że łuszczycą, łysieniem plackowatym, trądzikiem czy inną, równie widoczną dolegliwością nie można się zarazić niewiele da, żadne programy nie dadzą efektów, bo zawsze znajdą się tacy, którzy "wiedzą swoje". Podobnie jak z dawstwem narządów czy rejestracją dawców szpiku.
Jesteśmy naznaczeni, bo nasza choroba jest widoczna, trudno ją ukryć. I ludzie zawsze będą na nas patrzyli z różnymi minami, tak jak oglądają się za osobą na wózku, pląsającą, wytatuowaną, "zakolczykowaną" czy z innym defektem (?) rzucającym się w oczy. Pozostaje tylko je ignorować bądź zbywać. Ostatecznie niegrzecznie można stwierdzić, że co prawda głupota jest mniej widoczna ale też nieuleczalna. Tu przydaje się trening asertywności, osoby młode bądź ze słabszą psychiką mają spore problemy z zaakceptowaniem swojego wyglądu. A długo trwający " wysyp" nie przyczynia się do poprawy psychiki i nastroju.
Co do lekarzy-dermatologów to bywa różnie. Bardzo różnie. Trudno znaleźć takiego, który dokładnie, bez naukowego bełkotu, wytłumaczy pacjentowi, co to za zwierzę, ta łuszczyca. Jak można to leczyć, nie obrazi się, gdy nie zechcemy używać sterydów ( według niektórych tylko one pomagają), będzie traktować pacjenta jak istotę rozumną a nie ciemniaka, porozmawia a nie potraktuje jak namolną muchę- wypisze maść i odeśle do POZ na "kontynuację". Nie wyklnie za niestandardowe leczenie, metody babć czy cokolwiek innego. Nie uzna, że wszystko poza schematem leczenia to szarlataneria.