Dlatego tak mi zależy na odpowiedzi Gslawa - JAK TY TO CHŁOPIE ROBISZ???
Betka,
Szczerze mówiąc jest wiele książek na ten temat, ale ja nie przeczytałem żadnej.
Za to czyta je moja żona

i potem dużo rozmawiamy. Te prawdy są uniwersalne i tyczą się również ludzi zdrowych na ciele hehe. Ale wiadomo z duchem może być różnie

Poczynając od naszych urodzin poprzez nasze wychowanie, religię, szkołę, rówieśników, rodziców nasz duch jest kształtowany. Niestety często bywa tak, że nasz duch po przejściu tego wszystkiego jest b. słaby, bo:
- rodzice nas nie wspierają a wręcz często powodują, że wyrabiamy w sobie przeświadczenie że się nie liczymy i że jesteśmy nic nie warci pomimo, że jesteśmy ludźmi zdolnymi i dobrymi.
- nasza dominująca religia wpiera nam że jesteśmy nic nie wartym pyłkiem na wietrze nie godnym niczego, że powinniśmy nadstawiać drugi policzek
- w szkole jest raczej jak w wojsku... szkoda komentarza
Z tego wszystkiego na koniec wychodzi człowiek bez wiary w siebie, bojący się wszystkiego, z zaniżoną wartością własnej osoby z kompleksami, a do tego jak mu się co złego przytrafi np. choroba to obwinia o to siebie i Boga.
Oczywiście są wyjątki i można im tylko pozazdrościć albo dobrych wspierających rodziców albo tym bardziej świadomości i silnego charakteru. Ja się niestety do nich nie zaliczam…
Żeby się z tego wyrwać trzeba długiej drogi, samoanalizy i analizy naszego życia, ten proces uaktywnił się u mnie po narodzeniu moje syna gdy zacząłem się zastanawiać co mam robić i jak postępować żeby go dobrze wychować i dać mu dobry przykład. Zacząłem analizować błędy moich rodziców i rodziców żony i starać się ich uniknąć, bo niestety pewne programy w naszych głowach bardzo trudno wykasować i zastąpić nowymi….
Żeby móc dziecku dać to czego ja nie otrzymałem muszę najpierw zmienić siebie, muszę dać mu właściwy przykład… żeby mu (jak i innym) to dać, muszę najpierw być szczęśliwym człowiekiem by nie zaszczepić w nim ziarna nieszczęścia i nie pogodzenia z losem i życiem. Trzeba więc kochać siebie dbać o siebie (oczywiście nie raniąc innych) aby mieć siłę na dawanie, trzeba rozniecać wewnętrzny płomień szczęścia poprzez realizowanie swoich pragnień nawet tych najprostszych, bo gdy tego nie robimy nasz wewnętrzny płomień gaśnie i nie jesteśmy w stanie dać nic dobrego poza zgorzknieniem.
Tak więc trzeba sobie troszkę dogadzać i żyć zgodnie ze sobą nie zmuszając się do niczego na siłę, bo wtedy naturalnie stajemy się nieszczęśliwi i nasz płomień gaśnie. Ja zawsze uważałem, że powinienem być dobry dla innych i cierpliwy, dawać im to czego chcą nawet jeżeli nie mam na to ochoty – poświęcać się. Tak naprawdę w ten sposób krzywdzimy siebie i osoby, którym dajemy bo to co dajemy jest nacechowane złą energią. Jeżeli dajemy bo jesteśmy szczęśliwi nasz dar ma energię pozytywną… i nie odbiera nam siły…
Starajmy się więc robić wszystko tak, żeby dawało to nam przyjemność i radość, poczynając od zadbania o własne ciało i robienie sobie przyjemności, unikając smutnych informacji i złych wiadomości – lepiej nie oglądać wiadomości w TV.
Co dzień rano patrzeć na siebie w lustrze i podziwiać siebie, swoje ciało. Mówić wtedy: jesteś super, podobasz mi się, a gdy coś z nim jest nie tak powiedzieć wtedy: popracuję nad tym żeby to zmienić i wyobrazić sobie siebie jako osobę całkowicie zdrową. Ja tak robię codziennie rano gdy wstanę z łóżka i wybieram się pod prysznic. Stoję na golasa i patrzę na siebie z takimi myślami – nie bierzcie mnie jednak za jakiegoś zboczeńca, to sama natura i trzeba akceptować siebie i swoje ciało… jesteśmy przecież odbiciem Boga.