Nie mam nic przeciwko nowoczesnej technologii, przeciwnie, cieszę się, że urodziłam się w takich czasach i mogę oglądać i podziwiać jej cudowny postęp.
Wracając jednak do maści, przekonałam się na swojej skórze, że nie zawsze działanie tych kupnych wykonanych nowoczesną technologią jest lepsze niż tych, które robi się samemu w domowych warunkach.
Oto przykład:
Leczyłam się maściami nagietkowymi, które mi trochę pomagały, były z różnych żródeł i w różnych cenach. Kiedyś mi ich zabrakło, a ponieważ w pobliżu też nie mogłam dostać więc zrobiłam sobie sama z nagietka, któy miałam w domu i smalcu, w/g przepisu z netu. Smarowałam tym zmiany, które goiły się znakomicie. Po krótkim czasie znów miałam dostęp do oryginalnych maści, więc odstawiłam robione. Wtedy spostrzegłam gorsze postępy w gojeniu. Byłam nieco zaskoczona swoim odkryciem więc zaczęłam eksperymentować na sobie. Powtarzałam dla pewności kilka razy. Okazało się, że maści robione przeze mnie, faktycznie były skuteczniejsze.
Nie znaczy to, że jestem przeciwnikiem kupowania gotowców - zawsze to wygodniej i bez kłopotu.
