W tym miejscu piszemy o przebiegu swojego leczenia, radzimy się innych odnośnie leczenia własnego przypadku choroby.
 123456
#23827
Po mojej wizycie u laryngologa tydzień temu, na kontrolę jestem umówiona dopiero aż na 23 stycznia, to strasznie długo, a prywatnie nie chcę płacić za wizytę.
Żebym coś wspomniała o zatokach, mówiłam tylko o katarze i zatykającym się nosie. Laryngolog tylko przyczepił się do mojej skrzywionej przegrody nosowej, nawet wziął patyczek, wyglądał on jak patyczek kosmetyczny, i rozdziawiając nos szczypcami, tym patyczkiem zaczął pukać mi i wiercić w kość w srodku nosa. Pierwszy raz spotkałam się z takim czymś.
Awatar użytkownika
 camisado
#23830
Przeczytałam cały ten temat, od początku do końca i nachodzi mnie jedno pytanie. Mówiliście na początku, że należy pozbyć się stanu zapalnego z organizmu... Inaczej leczenie łuszczycy nie przyniesie upragnionych efektów. Co, jeśli nie da się stanu zapalnego wyleczyć?:(((

W listopadzie 2013r. zaczęła mi wypadać brew, wypadła cała (diagnoza: łysienie plackowate). Poszukałam przyczyny i znalazłam. Już w styczniu 2014 zdiagnozowano u mnie Hashimoto, a co za tym idzie niedoczynność tarczycy. Endokrynolog zrobiła mi USG i potwierdziła diagnozę - powiedziała, że widać już stan zapalny wokół tarczycy, że mój układ odpornościowy już ją atakuje... W maju tego roku zaczęłam chorować na łuszczycę (na szczęście - jest to tylko łuszczyca skóry głowy). Zaczęło się od jednej, suchej plamki, na której ze zgromadzonej skóry zrobiła się skorupa. Uznałam, że z jakiegoś powodu wrócił mi łupież (w gimnazjum walczyłam z takimi strupami), pomógł mi wtedy szampon przeciwłupieżowy Stieprox. Poleczyłam trochę szamponem, ale było tylko gorzej. Od sierpnia mam zdiagnozowaną łuszczycę i rzeczywiście - teraz to na łuszczycę wygląda.

Czy pozbędę się łuszczycy bez wyleczenia stanu zapalnego? Co jeśli jakiegoś stanu się nie da wyleczyć? Biorę tabletki z hormonami tarczycy, żeby uzupełnić niedobór, a z tego co wiem nie istnieje lek, który zatrzyma mój układ odpornościowy i uratuje tarczycę przed atakiem... Z tego, co wiem, ten stan zapalny tam już będzie, tarczyca po prostu zostanie kiedyś tam zniszczona. Leczenie niedoczynności polega wyłącznie na uzupełnianiu niedoboru hormonów.

Czy powinnam o łuszczycy poinformować endokrynologa? Czy endokrynolog jest w stanie coś poradzić? Dermatologa poinformowałam przed leczeniem sterydami, że mam Hashimoto i biorę hormony. Wiedział o wszystkim, ale faktów nie powiązał. Potraktował to jak nic nie znaczącą informację. Po prostu zapisał steryd i masz człowieku, wal się, idź się smarować do śmierci:((( Zamiast chociaż chwilkę zastanowić się nad przyczyną choroby...

Dodam, że nikt w mojej rodzinie łuszczycy nie miał. Jedynie ten układ odpornościowy mamy wadliwy - RZS i inne choroby związane ze złym funkcjonowaniem tego układu posiadamy. Ja jestem pierwszą osobą w rodzinie z zupełnie innym zestawem tych chorób: łuszczyca, łysienie plackowate, Hashimoto. Nikt w rodzinie żadnej z nich nie miał.

A wszystkie choroby się nasilają, niestety. Hashimoto rozwija się w najlepsze. Czuję, że w styczniu mi zwiększy dawkę hormonów (widzę po swoim organizmie - wraca niewyspanie, trochę gorszą przemianę materii mam, no i brew częściej wypada, a to jest trochę z tarczycą związane)... I jak tu teraz wyleczyć łuszczycę, gdy powodują ją choroby nieuleczalne? :(((
Awatar użytkownika
 antonia
#23831
Na pewno trochę Cię zmartwię ale jesteś tak dzielna, że i to wytrzymasz. Łuszczyca jak do tej pory jest chorbą niewyleczalną, można ją jedynie z większym, lub mniejszym skutkiem zaleczać, także przy stanach zapalnych. Ja również mam stan zapalny na okrągło z powodu POChP, bardzo często tak nasilonego, że leki przciwzapalne są jedynym ratunkiem przeżycia. Z łuszczycą walczę z takim skutkiem, że prawie jej nie widać i również muszę zawsze informować każdego lekarza o jej istnieniu. Zaznaczam wtedy, że o ile jest to możliwe, to chcę uniknąć sterydów. Faktycznie nie jest łatwo ich przekonać, ale się da. Wcześniej jednak buszuję po internecie i wyszukuję wszystkie wiadomości o skutecznym leczeniu bezsterydowym i nazwy leków z tym związanych. Jest ciężko, przyzaję, ale to walka o moje zdrowie, więc nie ustępuję. Łuszczycę leczę sama, bo tutaj nie ma możliwoci zakupu leku bez sterydów, jedynie kremy bez recepty, które nie dają żadnych efektów. Nigdy nie można się poddawać ani rezygnować z walki o swoje zdrowie, chociaż to nie jest łatwe.
Awatar użytkownika
 camisado
#23833
Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź! <3 Uratowałaś mi życie, uratowałaś moją nadzieję! <3

Wiem, źle się wyraziłam o tym wyleczeniu, przepraszam za wprowadzenie w błąd. Zdaję sobie sprawę, że łuszczycy nie da się wyleczyć, tak jak Hashimoto. Odruchowo tak napisałam - było już późno, załamałam się wczoraj, nie myślałam logicznie... Niemniej jednak: wiem o tym, że z łuszczycą muszę nauczyć się żyć, tak jak z Hashimoto, że będą mi towarzyszyć do końca życia. Kiedy pisałam o wyleczeniu miałam na myśli zaleczenie tej potwornie bolącej, czerwonej skóry na głowie... Swędzi gorzej niż zmiany przy ospie, ale mimo tego nie drapię, bo każdy dotyk w tym miejscu przynosi potworny ból.

Wczoraj się bardzo tym zdenerwowałam. Przestraszyłam się, że mając Hashimoto i coraz gorszy stan zapalny już nigdy nie uda mi się pomóc mojej skórze... I zauważyłam, że kiedy się bardzo denerwuję czuję w tej skórze potworne mrowienie, takie bardzo nieprzyjemne. Czy wiecie, dlaczego tak się dzieje? Od stresu ta skóra się tak zachowuje? Czy to mrowienie zaostrzy zmiany jeszcze bardziej?

Podniosło mnie ogromnie na duchu to, co napisałaś: że pomimo stanu zapalnego Twojej łuszczycy prawie nie widać. Czy bolą Cię zmiany? Swędzą? Czytałam historie wielu osób, którym udało się znaleźć rozwiązanie bez leków, naturalne i zmiany mają zaleczone, stosują też różne rzeczy, żeby zapobiegać, tzn. gdy tylko pojawia się mała plamka od razu działają i w krótkim czasie się jej pozbywają. W efekcie żyją prawie bez żadnych zmian, prawie jak zupełnie zdrowi ludzie, bez łuszczycy - tylko muszą się pilnować i od razu, gdy coś się dzieje, działać. Zmartwiłam się wczoraj, czytając o tych stanach zapalnych przy łuszczycy, że być może przez Hashimoto nie mam już żadnych szans na poradzenie sobie z łuszczycą w takim stopniu, w jakim oni sobie poradzili. Antonia, bardzo Ci dziękuję za odpowiedź! Dzięki Tobie wciąż mam nadzieję, że uda mi się pomimo stanu zapalnego opanować swoją łuszczycę.

Również nie zamierzam zrezygnować ze swojego zdrowia ani poddać się. Zamierzam tą walkę wygrać i już nigdy nie użyję żadnego sterydu. Mam dopiero 22 lata, nie mam nawet jeszcze dzieci. Już i tak z Hashimoto istnieje spore zagrożenie, że ich posiadanie będzie bardzo utrudnione... Nie zamierzam sobie dokładać kolejnych problemów. Moja mama bierze metotreksat na RZS i zapalenie wielomięśniowe. Czytałam, że podobno po 2 latach od zakończenia leczenia tym świństwem można starać się bezpiecznie o dziecko, że niby wtedy to już dziecku nie zagraża, że prawidłowo się rozwinie... Ale ja w to nie wierzę. Każdy syf, który człowiek w siebie ładuje, może się na nas odbijać do końca życia, nawet przed samą śmiercią. Jaką mam gwarancję, że nawet za 10 lat sterydy nie odbiją się na moim potomstwie? Już nigdy nie pozwolę sobie wcisnąć tego świństwa. I tak już samo Hashimoto stwarza zbyt wiele ryzyka, przeraża mnie to, że mogę kiedyś poronić i to wielokrotnie...:((( Dlatego tym bardziej zamierzam walczyć. Nie mogę sobie pozwolić na więcej wad w moim organizmie - już i tak straszne jest to, że być może mój układ odpornościowy wydali kiedyś ze mnie moje dziecko jak śmiecia, usunie je jak zbędny przedmiot... Dziękuję Ci, Antonio, za słowa wsparcia i otuchy! Na pewno się nie poddam. Mam o co walczyć. Bez dzieci nie wyobrażam sobie swojego życia, na niczym w świecie tak bardzo mi nie zależy. Dlatego zrobię wszystko i się nie poddam, nigdy.
Awatar użytkownika
 antonia
#23834
camisado pisze:. Zamierzam tą walkę wygrać i już nigdy nie użyję żadnego sterydu.
Ze sterydami jest tak jak z alkoholem, można ich używać ale nie nadużywać. Nadużywanie czegokolwiek może się źle skończyć, ze sterydami trzeba postępować umiejętnie i bardzo ostrożnie, kiedy nie przejdą do krwi wtedy są pomocne nie szkodzą.
Ja smaruję się maściami ziołowymi przez siebie robionymi. Czasami to działa błyskawicznie, a czasami dłużej. Bywa i tak, że mam stagnację i nic nie chce działać, wtedy przełamuję to sterydem w ten sposób, że leciutko nakładam bardzo małą ilość maści sterydowej na zmianę i lekko ją wmasowuję. (Tylko raz na jakiś czas żeby przełamać stagnację) Zostawiam tak na kilka godzin a potem na to już wmasowuję swoją maść ziołową. Zmieniam często maści, żeby nie przyzwyczajać skóry do jednej, bo przestaje się goić.
Ale codziennie przed użyciem maści przygotowuję skórę kąpiąc się w chlorku magnezu, bez użycia mydła od 15 minut do pół godziny, czasami dłużej. Masuję w kąpieli palcami skórę, żeby się pozbyć ew. łuski i jednocześnie ją ujędrnić.
Po wyjściu z wanny na wilgotne ciało nakładam balsam, też przez siebie robiony i znów masuję. Jak skóra jest dostatecznie nawilżona to już nie swędzi i nie mrowi, ból też ustępuje. Po takich zabiegach skóra jest czysta, jędrna i... szybko się nie starzeje.
Zawsze gdy mam okazję opalam się, ale bez użycia filtrów przeciwsłonecznych. W czasie jesienno-zimowym uzupełniam wit.D przyjmując 1 tabletkę dziennie (dużą porcję 2000 IU)
http://www.dobrametoda.com/ARTYKULY/D_noweinfo.htm
Wiem, że to wszystko może się wydawać bardzo pracochłonne,
ale tak nie jest. Warto wstać pół godziny wcześniej, żeby potem przez cały dzień czuć się komfortowo i ładnie.
Z całej siły trzymam palce za Twoje leczenie i wierzę w Ciebie. :*
Awatar użytkownika
 camisado
#23835
Ze sterydami jest tak jak z alkoholem, można ich używać ale nie nadużywać.
Też tak myślałam, ale zaczęłam w to wątpić. Dermatolog przekonywał mnie długo, że nic mi nie będzie, bo Daivobet to lek nowej generacji, że będzie dobrze, tylko mam dokładnie stosować się do jego zaleceń, stosować niewielkie ilości itd. Nie brałam na palec nawet kropli tego płynu - dosłownie muskałam palec buteleczką i taką minimalną ilość, że ledwo ją było na palcu widać, nakładałam i wcierałam w jak największą powierzchnię. Niestety, czas pokazał, że moja skóra wręcz nie znosi sterydów. Zapewniał, że nie uzależnię skóry, że okres, który zalecił, nie jest okresem długim i dzięki temu będzie dobrze. Jak tylko odstawiłam (bo tak kazał zrobić - uznał, że skóra jest już zdrowa i że trzeba odstawić) mimo stosowania się do wszystkich zaleceń z ponadprzeciętną sumiennością, stała się tragedia. Oczywiście powiedział, że kiedyś choroba wróci i że Daivobetem do końca życia mam sobie pomagać, ale nie sądziłam, że choroba wróci od razu i to z taką siłą:( Z wiadomych Tobie i wszystkim innym forumowiczom przyczyn zrezygnowałam już w duchu z usług tego lekarza i przysięgłam sobie, że nigdy już do niego nie pójdę. Widzę teraz, że moja skóra może zażyć sobie steryd tylko jednorazowo, tak jak mówisz, do ew. przełamania stagnacji...

Jeśli mogę spytać, jakie maści u Ciebie się sprawdzają? Ile ich masz? Dużo czasu zajmuje ich przygotowywanie? Czy przepisy znajdę na stronach, które wcześniej mi podałaś? Bardzo zainteresowała mnie też ta kąpiel w chlorku magnezu. Czy istnieje jakiś wariant tej kąpieli do stosowania na głowie?:p Przyznam, że nie wiem, jak moczyć głowę przez 15 minut. Zastanawiam się, jak można by to zastosować w moim przypadku.

Do nawilżania stosuję Mediderm i Emolium (ale częściej Mediderm, nawilża intensywniej i na dłużej), nawet kilka razy dziennie. Staram się, jak tylko mogę, pilnuję, żeby była nawilżona, choć wklepywanie boli, ale nie mam wyjścia, bo bez nawilżenia swędzi. Jednak mimo nawilżania (wczoraj wieczorem na pewno była nawilżona, nie swędziała ani nic) wystarczyło, że się zdenerwowałam i zaczęło się takie mrowienie, że nie mogłam zasnąć... A dzisiaj już mnie uspokoiłaś, znów wierzę, że pomimo Hashimoto z łuszczycą sobie poradzę i nie mrowiło ani razu:D Zaraz sobie łyknę mój olej z wiesiołka jeszcze. Aktualnie testuję balsam, który polecił mi Paweł. Zobaczę, jak będzie działać, ale nawet jeśli pomoże chcę szukać dalej, żeby tak jak Ty i inni mieć kilka rzeczy, które pomagają i móc stosować je na przemian, żeby nigdy nie przyzwyczaić do nich skóry. A mój organizm bardzo łatwo się do wszystkiego przyzwyczaja. Od 11 roku życia mam potworne bóle miesiączkowe. Mdlałam w szkole i kilka dni w miesiącu nie nadawałam się do chodzenia na lekcje. Ginekolog zapisywał mi wiele przeciwbólowych środków, żebym mogła jakoś żyć i nie mdlała z bólu. Zawsze dany lek pomagał przez kilka miesięcy, a potem nic a nic. Ze wszystkim tak mam. Zapalenia pęcherza - kilka razy wyleczyłam furaginą, za którymś razem pokrzywka i zero efektów leczenia. Na katar tabletki Cirrus - kilka razy sobie nimi pomogłam i za którymś razem zaczęły na mnie działać jak narkotyki (bezsenność, uczucie otępienia, czułam się wręcz jak pijana, nie mogłam trafić wtyczką do kontaktu nawet). Oczywiście nie mówię tu o stosowaniu ich kilka razy w ciągu tego samego roku. Cirrus pierwszy raz wzięłam, bo zapisał mi go lekarz, gdy miałam kilkanaście lat. Potem użyłam go jeszcze z 2-3 razy, w odstępach czasowych większych niż rok, bo akurat rzadko się przeziębiam. Jeszcze mi się przypomniał jeden lek. Duomox z amoksycyliną - lekarz zapisał mi go po raz pierwszy, gdy miałam 6 lat, jakaś choroba typu przeziębienie to była. Pomógł. Zapisał mi go drugi raz jak miałam 11 czy 12 lat, bo znów zachorowałam. I co? Nie było żadnej poprawy, byłam tylko jeszcze bardziej chora, na dodatek od Duomoxu dostałam potwornie swędzącej wysypki na całym ciele:( W ten sposób nabawiłam się uczulenia na amoksycylinę. Niedługo po mnie nabawiła się go też moja siostra. Wydawałoby się, że można użyć kilka razy w ciągu swojego życia tego samego leku i nic się nie stanie, zawsze pomoże, ale nie w moim przypadku. To chyba wina tego mojego układu odpornościowego - chodzi, jakby chciał, a nie mógł:( Dlatego tym bardziej mi się wydaje, że powinnam poszukać jak najwięcej rzeczy, które mi pomogą, ile tylko się da, bo pewnie z czasem wszystkie będą przestawały działać.

Z góry przepraszam, że zadręczam Was tak długimi wiadomościami! Mam chyba wciąż jakąś głupią nadzieję, że komuś kiedyś i ja pomogę. Że może znajdę rozwiązanie i gdy ktoś kiedyś będzie miał takie przypadki, jak ja, trafi na moje wpisy tutaj i wtedy będę mogła tej osobie pomóc:p

I wiem, Antonio, że to jest bardzo pracochłonne. Tzn. na takie wygląda. Ale o to się nie martwię:D Już się przyzwyczaiłam, że muszę o siebie wyjątkowo dbać i poświęcam na to wiele czasu tak czy siak. We wrześniu ugryzł mnie jakiś robal, wyszedł mi bąbelek i nie chciało się goić. Zrobił się obszerny stan zapalny na nodze. To też przyczyniło się do tego, że jestem już przyzwyczajona do wyjątkowo czasochłonnych zabiegów przy sobie, powolnych efektów leczenia i długotrwałych terapii:p Po prostu zawsze coś się musi przyplątać, to dla mnie norma:p
Awatar użytkownika
 antonia
#23836
Żeby wreszcie coś się zaczęło dziać pozytywnego w Twoim życiu musisz zmienić tory myślenia. Ty świadomie kierujesz swoim mózgiem, a Twój mózg podświadomie Twoim całym organizmem, na dodatek wszystko rejestruje niczego już nie zapominając. Spróbuj więc tak pozytywnie nastawić swój mózgowy komputer, żeby zaczął Ci od tej pory pomagać zamiast szkodzić. Spróbuj sobie zakodować, że nic Ci już nie jest w stanie przeszkodzić w drodze do normalnego szczęśliwego życia. Tak więc żadnych więcej alergii, leki mają leczyć bo po to je bierzesz, świat widziany z górki jest piękniejszy i większy a młodość jest po to, by się nią cieszyć. Każdą chwilę przeżywaj radośnie, bo straconej nie odzyskasz. Jeśli Ty będziesz wesoła i szczęśliwa to choroby też Cię będą omijać.
Powracam jeszcze do sterydów. Natychmiastowe ich odstawienie zawsze powoduje powrót łuszczycy, często też nowy wysyp. Sterydy odstawia się powoli, czyli coraz mniej i coraz rzadziej aż do zera. W międzyczasie zastępuje się je czymś łagodnym.
Na skórę głowy spróbuj okłady z ciepłego octu jabłkowego, może tym zaleczysz, a przynajmniej pozbędziesz się łuski.
Zajrzyj też na recepty dr. Różańskiego, dla mnie jest on największym autorytetem w ziołolecznictwie, chętnie się wzoruję na jego przepisachttp:
http://www.igya.pl/srodki-lecznicze/ros ... vulgare.ht
Kąpiele magnezowe stosuję w celu uzupełnienia magnezu przez skórę.
http://mojaluszczyca.pl/viewtopic.php?f=131&t=361
Z ziół takich jak nagietek, wrotycz, gwiazdnica pospolita, uczep trójlistny robię bardzo mocne wywary i taki ochłodzony koncentrat dodaję do kremów, powstają balsamy, którymi się nawilżam i leczę jednocześnie.
Awatar użytkownika
 camisado
#23838
Szczerze mówiąc, do tych wniosków, które opisałam powyżej doszłam wyłącznie przebywając tutaj, na forum. Tyle się naczytałam, że już mi odbija:p Ogrom informacji i te sprawy... Wcześniej jakoś się nad tym wszystkim nie zastanawiałam. Brałam jakieś leki, przestały służyć - trudno:) Nie zastanawiałam się, dlaczego, nie zamartwiałam, po co. Nie szukałam przyczyn, nie myślałam o tym w żaden sposób. Jeśli chodzi o to normalne szczęśliwe życie to takie właśnie miałam - dopóki nie wykryto u mnie Hashimoto, a potem tej łuszczycy. Teraz staram się nie załamywać, ale różnie to bywa. Może lepiej by było, gdybym miała wokół siebie kogoś, kto te choroby ma. Niestety, jedynym moim źródłem wiedzy i doświadczeń jest to forum:( Czasem aż mi głupio, że piszę tu takie długie wiadomości, no bo kogo to obchodzi, zawracam głowę swoimi problemami obcym ludziom... Potem sobie myślę, że w jakimś celu to forum istnieje i tak w kółko:p
Powracam jeszcze do sterydów. Natychmiastowe ich odstawienie zawsze powoduje powrót łuszczycy, często też nowy wysyp. Sterydy odstawia się powoli, czyli coraz mniej i coraz rzadziej aż do zera. W międzyczasie zastępuje się je czymś łagodnym.
O tym właśnie powiedziałam mojemu lekarzowi. W odpowiedzi dermatolog powiedział mi: "Pani niepotrzebnie sobie tym głowę zawraca! Ależ absolutnie nic takiego się nie będzie działo, używała pani krótko, nie trzeba odstawiać tego stopniowo. Proszę od dzisiaj przestać używać, Daivobet to lek nowej generacji, można go odstawić z dnia na dzień. Owszem, choroba kiedyś wróci, a wtedy pani sobie znowu Daivobet zastosuje. Musi pani tylko ten Daivobet mieć zawsze przy sobie." Wciąż słyszę te bzdury w swojej głowie. Co prawda zaczęłam po swojemu odstawiać Daivobet, tak jak kazał mi kiedyś odstawiać inny steryd (2 tyg. stosować co 2 dzień, 2 tyg. - co 3 dzień i przez miesiąc 2 razy w tyg.), czyli zaczęłam smarować co 2 dzień. Niestety to nic nie dało, nawrót ze zdwojoną siłą i tak nastąpił po tygodniu odstawiania.
Kąpiele magnezowe stosuję w celu uzupełnienia magnezu przez skórę.
Kurczę, chyba spróbuję. Od zawsze brakowało mi magnezu. Łykałam go kiedyś, bo skurcze w mięśniach czasem były nie do zniesienia. Na jakiś czas miałam spokój od skurczy, potem przestałam ćwiczyć (skończyła się szkoła, skończyły się i uwielbiane przeze mnie sporty drużynowe:p) i skurcze nie były już tak dokuczliwe, więc szczerze mówiąc od dawna magnezu nie brałam, zaniedbałam to. Czytałam, że ta kąpiel jest lepsza od tabletek, więc chyba warto spróbować:)
taki ochłodzony koncentrat dodaję do kremów
Do jakiego kremu najlepiej dodawać? Może być mediderm? Czy o jakieś specjalne chodzi?
Awatar użytkownika
 antonia
#23839
camisado pisze: Czasem aż mi głupio, że piszę tu takie długie wiadomości, no bo kogo to obchodzi, zawracam głowę swoimi problemami obcym ludziom...
Ja myślę, że nikt tu nie jest obcy, wszyscy jesteśmy tu z tego samego powodu, a więc w jakiś sposób powiązani, chociaż nie zawsze się ze sobą zgadzamy...jak to w rodzinie :D Tę serdeczną przyjaźń widać dopiero na spotkaniach w realu :D Tam się człowiek hartuje i nabiera pewności siebie, warto jechać, by czuć się potem pełnowartościowym człowiekiem i nie tracić wiary w siebie.
camisado pisze: Musi pani tylko ten Daivobet mieć zawsze przy sobie."
Na mnie Dovobet nie zadziałał :( Im dłużej go stosowałam, tym więcej mnie sypało. :( Dziegcie też mi nie pomagają, cygnolina uczula. Byłam zmuszona do poszukiwań swoich metod,
skutek nienajgorszy.
camisado pisze:więc szczerze mówiąc od dawna magnezu nie brałam, zaniedbałam to. Czytałam, że ta kąpiel jest lepsza od tabletek, więc chyba warto spróbować
Magnez trzeba uzupełniać ciągle, trudno go przedawkować.
W kąpieli jest najskuteczniejszy.
Latem zabrakło mi chlorku magnezu i skurcze dały mi popalić
i do tego nadmierna nerwowość z byle powodu, na szczęście to już przeszłość.
camisado pisze:Do jakiego kremu najlepiej dodawać? Może być mediderm? Czy o jakieś specjalne chodzi?
Można do każdego, nawet do oleju kokosowego lub masła shea.
Trzeba długo i cierpliwie mieszać, aż do połączenie się składników ( w blenderze el. jest szybciej, ale trzeba to robić punktowo, bo można spalić silnik) i najlepiej przechowywać w lodówce do 2 - 3 tyg.
 123456
#24649
Hej, nie wiem czy pamiętacie mnie...
Potrzebuję pomocy, nie radzę sobie, boli mnie nadgarstek, w którym odczuwałam 2,5 roku ból tylko jak się oparłam na dłoni. Wiem dokładnie która kosteczka jest temu winna bo przy opuszczeniu dłoni w dni kiedy mocniej boli nadgarstek ona uwypukla się -albo ja mam schizy. Coś dziwnego też zaczynam czuć w drugim nadgarstku nie umiem tego wyjaśnić. A do tego od kilku dni wszystko mi strzyka trzaska, nagdarstki, kolana, kostki, nawet bark! Wszystko! Tak się boje

Mam też łuszczyce paznokci od ok. 3 lat, niecale sześć miesięcy póżniej, po tym jak zaatakowała jeden paznokieć, przy wstaniu z łóżka pomagając sobie dłonią poczułam ból w nadgarstku. Ot ból poprostu przez sekunde i tyle. Pamiętam to jakby było wczoraj, teraz on mnie boli bardziej niestety. Aktualnie (bo z czasem przybywały) mam 6 paznokci u ręki zajęte (najpierw był jeden mały, potem przedostatni, za jakiś czas u drugiej ręki tak samo się pojawiło - ale w tych dwoch zeszło po lakierze pirolam, obecnie odnowiły się one, niedawno doszedł też kciuk i środkowy) i paluchy u stóp oraz dwa czwarte palce w stóp. W sumie nie wiem czy to ma za znaczenie które.
Z paznokciami wiąże się też candida albicans - wyszła przy badaniu mykologiczny. Świadoma jestem, że mam też gronkowca z wymazu z gardła. Migdałków nie mam, wycięte
Skóra ciała bez zmian: cały brzuch i boki w plamach, szyja, twarz też starsznie. Trochę na rękach, troszkę na nogach. I głowa.
Samopoczucie? Jestem nie do życia, nie umiem się pozbierać psychicznie. Ciągle tak się boje o stawy, nie rozumiem co się dzieje z moim organizmem.

Tłumaczę sobie, że to nie łzs, paznokcie przecież to nie wyrok łzs.
Poza tym wyglądam jak kościotrup, szkielet sam. Mam osad na języku, nieprzyjemny zapach z ust, zatykający się nos, garbie się nie umiem stać, siedzieć prosto, łapatki wystające strasznie, szyja z przodu. Nie rozumiem co się ze mną dzieje, co jeszcze będzie. Dramatyzuje może, albo może przesadzam, tak ogólnie jestem zdrowa, we wszystkich od zawsze badaniach wszystko ok


Myślałam, żeby może kupić para farm na ewentualne pasożyty, grzyby. Wiadomo pasożyty ciężko wykryć. Mam też problem z lambiami, zawsze jak badam to one są, lekarz przepisuje zawsze macmirror i tyle.
I jeszcze, myślałam żeby spróbować UVA z tabletkami, to bezpieczne?
Proszę o odpowiedz.. jakąkolwiek. Non stop myśle o stawach, nie mogę tak dalej żyć
Ostatnio zmieniony 20 kwie 2015, o 17:02 przez 123456, łącznie zmieniany 2 razy.
  • 1
  • 12
  • 13
  • 14
  • 15
  • 16
  • 18