Ze sterydami jest tak jak z alkoholem, można ich używać ale nie nadużywać.
Też tak myślałam, ale zaczęłam w to wątpić. Dermatolog przekonywał mnie długo, że nic mi nie będzie, bo Daivobet to lek nowej generacji, że będzie dobrze, tylko mam dokładnie stosować się do jego zaleceń, stosować niewielkie ilości itd. Nie brałam na palec nawet kropli tego płynu - dosłownie muskałam palec buteleczką i taką minimalną ilość, że ledwo ją było na palcu widać, nakładałam i wcierałam w jak największą powierzchnię. Niestety, czas pokazał, że moja skóra wręcz nie znosi sterydów. Zapewniał, że nie uzależnię skóry, że okres, który zalecił, nie jest okresem długim i dzięki temu będzie dobrze. Jak tylko odstawiłam (bo tak kazał zrobić - uznał, że skóra jest już zdrowa i że trzeba odstawić) mimo stosowania się do wszystkich zaleceń z ponadprzeciętną sumiennością, stała się tragedia. Oczywiście powiedział, że kiedyś choroba wróci i że Daivobetem do końca życia mam sobie pomagać, ale nie sądziłam, że choroba wróci od razu i to z taką siłą:( Z wiadomych Tobie i wszystkim innym forumowiczom przyczyn zrezygnowałam już w duchu z usług tego lekarza i przysięgłam sobie, że nigdy już do niego nie pójdę. Widzę teraz, że moja skóra może zażyć sobie steryd tylko jednorazowo, tak jak mówisz, do ew. przełamania stagnacji...
Jeśli mogę spytać, jakie maści u Ciebie się sprawdzają? Ile ich masz? Dużo czasu zajmuje ich przygotowywanie? Czy przepisy znajdę na stronach, które wcześniej mi podałaś? Bardzo zainteresowała mnie też ta kąpiel w chlorku magnezu. Czy istnieje jakiś wariant tej kąpieli do stosowania na głowie?:p Przyznam, że nie wiem, jak moczyć głowę przez 15 minut. Zastanawiam się, jak można by to zastosować w moim przypadku.
Do nawilżania stosuję Mediderm i Emolium (ale częściej Mediderm, nawilża intensywniej i na dłużej), nawet kilka razy dziennie. Staram się, jak tylko mogę, pilnuję, żeby była nawilżona, choć wklepywanie boli, ale nie mam wyjścia, bo bez nawilżenia swędzi. Jednak mimo nawilżania (wczoraj wieczorem na pewno była nawilżona, nie swędziała ani nic) wystarczyło, że się zdenerwowałam i zaczęło się takie mrowienie, że nie mogłam zasnąć... A dzisiaj już mnie uspokoiłaś, znów wierzę, że pomimo Hashimoto z łuszczycą sobie poradzę i nie mrowiło ani razu:D Zaraz sobie łyknę mój olej z wiesiołka jeszcze. Aktualnie testuję balsam, który polecił mi Paweł. Zobaczę, jak będzie działać, ale nawet jeśli pomoże chcę szukać dalej, żeby tak jak Ty i inni mieć kilka rzeczy, które pomagają i móc stosować je na przemian, żeby nigdy nie przyzwyczaić do nich skóry.
A mój organizm bardzo łatwo się do wszystkiego przyzwyczaja. Od 11 roku życia mam potworne bóle miesiączkowe. Mdlałam w szkole i kilka dni w miesiącu nie nadawałam się do chodzenia na lekcje. Ginekolog zapisywał mi wiele przeciwbólowych środków, żebym mogła jakoś żyć i nie mdlała z bólu. Zawsze dany lek pomagał przez kilka miesięcy, a potem nic a nic. Ze wszystkim tak mam. Zapalenia pęcherza - kilka razy wyleczyłam furaginą, za którymś razem pokrzywka i zero efektów leczenia. Na katar tabletki Cirrus - kilka razy sobie nimi pomogłam i za którymś razem zaczęły na mnie działać jak narkotyki (bezsenność, uczucie otępienia, czułam się wręcz jak pijana, nie mogłam trafić wtyczką do kontaktu nawet). Oczywiście nie mówię tu o stosowaniu ich kilka razy w ciągu tego samego roku. Cirrus pierwszy raz wzięłam, bo zapisał mi go lekarz, gdy miałam kilkanaście lat. Potem użyłam go jeszcze z 2-3 razy, w odstępach czasowych większych niż rok, bo akurat rzadko się przeziębiam. Jeszcze mi się przypomniał jeden lek. Duomox z amoksycyliną - lekarz zapisał mi go po raz pierwszy, gdy miałam 6 lat, jakaś choroba typu przeziębienie to była. Pomógł. Zapisał mi go drugi raz jak miałam 11 czy 12 lat, bo znów zachorowałam. I co? Nie było żadnej poprawy, byłam tylko jeszcze bardziej chora, na dodatek od Duomoxu dostałam potwornie swędzącej wysypki na całym ciele:( W ten sposób nabawiłam się uczulenia na amoksycylinę. Niedługo po mnie nabawiła się go też moja siostra. Wydawałoby się, że można użyć kilka razy w ciągu swojego życia tego samego leku i nic się nie stanie, zawsze pomoże, ale nie w moim przypadku. To chyba wina tego mojego układu odpornościowego - chodzi, jakby chciał, a nie mógł:( Dlatego tym bardziej mi się wydaje, że powinnam poszukać jak najwięcej rzeczy, które mi pomogą, ile tylko się da, bo pewnie z czasem wszystkie będą przestawały działać.
Z góry przepraszam, że zadręczam Was tak długimi wiadomościami! Mam chyba wciąż jakąś głupią nadzieję, że komuś kiedyś i ja pomogę. Że może znajdę rozwiązanie i gdy ktoś kiedyś będzie miał takie przypadki, jak ja, trafi na moje wpisy tutaj i wtedy będę mogła tej osobie pomóc:p
I wiem, Antonio, że to jest bardzo pracochłonne. Tzn. na takie wygląda. Ale o to się nie martwię:D Już się przyzwyczaiłam, że muszę o siebie wyjątkowo dbać i poświęcam na to wiele czasu tak czy siak. We wrześniu ugryzł mnie jakiś robal, wyszedł mi bąbelek i nie chciało się goić. Zrobił się obszerny stan zapalny na nodze. To też przyczyniło się do tego, że jestem już przyzwyczajona do wyjątkowo czasochłonnych zabiegów przy sobie, powolnych efektów leczenia i długotrwałych terapii:p Po prostu zawsze coś się musi przyplątać, to dla mnie norma:p