- 26 lut 2014, o 21:42
#21786
Na forum trafiłam tego popołudnia, szukając informacji w sprawie oddawania krwi i zagłębienie się w kilka wątków zrodziło natychmiastową myśl: muszę też się dopisać! Aktualnie mam 20 lat, pierwsze objawy łuszczycy pojawiły się wraz z zamieszkaniem w internacie i nauką w zupełnie obcym mieście. Ma ją też wiele moich krewniaczek (i tylko krewniaczek), dlatego mój pierwszy dermatolog nie miał najmniejszych wątpliwości, że ta drobna plamka pod biustem to ona.
Oczywiście na początku to była totalna tragedia, tym bardziej, że mieszkałam z mało przyjaznymi współlokatorkami, a lekarz szprycował mnie elocomem bez przerwy. Doszło do tego, że pojawiły się kolejne plamki i ich wysyp na całym ciele, co doprowadziło do tego "błędnego koła", ale później, dzięki przytomności moich rodziców, zmieniłam lekarza. Babka była mocno zszokowana usłyszawszy o mojej dotychczasowej terapii, zarządziła zmianę leków najpierw daivobet przez dwa tygodnie, później daivonex na kolejne dwa tygodnie i protopic na ewentualne nowe, malutkie ogniska. Poza tym ja sama byłam mocno zmęczona zamartwianiem się o łuszczycę i powiedziałam sobie po prostu "e tam! Przecież nikomu poza mną właściwie to nie przeszkadza". Od tego czasu po tamtejszych plamach nie ma właściwie żadnego śladu, od czasu do czasu pojawiają się lekkie ogniska, które wyglądają jak "cętki opalenizny" i potrafiają się zaostrzyć, przybierając mocno czerwony kolor w przypadku dużych stresów. Ale ciągle skóra na tych plamkach jest normalna, bardzo rzadko wygląda na przesuszoną, łuski od wspomnianych czasów na nich nie widziałam.
Piszę to wszystko (i konia Zrzędę temu, kto przeczytał), żeby ostatecznie już siebie, iż w porówhywaniu z niektórymi przypadkami, moja ł. Przebiega bardzo łagodnie, ale cały czas pamiętam, jak beznadziejnie się czułam po usłyszeniu diagnozy. Dlatego jestem w stanie zrozumieć tyle negatywnych emocji, które targają ludźmi, zwłaszcza tymi młodymi, co na domiar wszystkiego mieli dotychczas z łuszczycą niewielki kontakt. Ale chcę też dodać, że największą poprawę zaobserwowałam w momencie, nie kiedy zmieniłam kurację, ale kiedy przestałam się martwić i zajęłam się czymś, co naprawdę sprawia mi przyjemność. Placebo też podobno robi swoje
A najlepszym lekiem na łuszczycę według mojej dermatolog ma być hobby.
Oczywiście na początku to była totalna tragedia, tym bardziej, że mieszkałam z mało przyjaznymi współlokatorkami, a lekarz szprycował mnie elocomem bez przerwy. Doszło do tego, że pojawiły się kolejne plamki i ich wysyp na całym ciele, co doprowadziło do tego "błędnego koła", ale później, dzięki przytomności moich rodziców, zmieniłam lekarza. Babka była mocno zszokowana usłyszawszy o mojej dotychczasowej terapii, zarządziła zmianę leków najpierw daivobet przez dwa tygodnie, później daivonex na kolejne dwa tygodnie i protopic na ewentualne nowe, malutkie ogniska. Poza tym ja sama byłam mocno zmęczona zamartwianiem się o łuszczycę i powiedziałam sobie po prostu "e tam! Przecież nikomu poza mną właściwie to nie przeszkadza". Od tego czasu po tamtejszych plamach nie ma właściwie żadnego śladu, od czasu do czasu pojawiają się lekkie ogniska, które wyglądają jak "cętki opalenizny" i potrafiają się zaostrzyć, przybierając mocno czerwony kolor w przypadku dużych stresów. Ale ciągle skóra na tych plamkach jest normalna, bardzo rzadko wygląda na przesuszoną, łuski od wspomnianych czasów na nich nie widziałam.
Piszę to wszystko (i konia Zrzędę temu, kto przeczytał), żeby ostatecznie już siebie, iż w porówhywaniu z niektórymi przypadkami, moja ł. Przebiega bardzo łagodnie, ale cały czas pamiętam, jak beznadziejnie się czułam po usłyszeniu diagnozy. Dlatego jestem w stanie zrozumieć tyle negatywnych emocji, które targają ludźmi, zwłaszcza tymi młodymi, co na domiar wszystkiego mieli dotychczas z łuszczycą niewielki kontakt. Ale chcę też dodać, że największą poprawę zaobserwowałam w momencie, nie kiedy zmieniłam kurację, ale kiedy przestałam się martwić i zajęłam się czymś, co naprawdę sprawia mi przyjemność. Placebo też podobno robi swoje
