- 21 maja 2014, o 13:42
#22516
Witajcie,
Jestem tu nowa, czytuję forum od czasu do czasu i postanowiłam, że sama napiszę bo muszę się ratować
Króciótko o mnie: mam 27 lat, od 7 lat łzs niszczy mnie fizycznie, ale i psychicznie. Myślę, że mam depresję nic mnie nie cieszy i nie mam na nic ochoty, zresztą nie bardzo mogę coś robić z racji ciągłego bólu. Nie pracuję przez chorobę, straciłam miłość przez chorobę, generalnie nie mam sensu życia. Zresztą wielu z Was z pewnością zna doskonale ten stan. U mnie poza łzs są jeszcze inne czynniki, które wpływają na moje złe samopoczucie, ale nie o tym teraz.
W każdym razie usilnie łapiąc się czegokolwiek, by powróciła mi chęć życia, próbuję znaleźć pasję. Ze względu na stan psychiczny nie bardzo mam ochotę próbować nowych rzeczy, ale kiedyś (jak byłam jeszcze zdrowa) zaczęłam uczyć się jazdy konnej. Bardzo mi się to podobało, ale zostało brutalnie przerwane (jak wszystko) przez chorobę. Moje pytanie brzmi, czy w momentach kiedy jestem mniej obolała jazda konna jest dobrym pomysłem dla stawów? Czy w ogóle jest sens się za to ponownie zabierać? Czy mądrym jest żeby faszerować się przeciwbólami, tylko po to żeby pojeździć konno?
Tak sobie marzę, że jak powórci mi humor, to może i łzs trochę odpuści (w ramach zasady, że pozytywne nastawienie potrafi zdziałać cuda), ale czy w ogóle mogę to robić? Czy nie zaszkodzi to bardziej stawom?
Jestem zrozpaczona swoim życiem. Powoli mi się go odechciewa
Pozdrawiam Was wszystkich!
Jestem tu nowa, czytuję forum od czasu do czasu i postanowiłam, że sama napiszę bo muszę się ratować
Króciótko o mnie: mam 27 lat, od 7 lat łzs niszczy mnie fizycznie, ale i psychicznie. Myślę, że mam depresję nic mnie nie cieszy i nie mam na nic ochoty, zresztą nie bardzo mogę coś robić z racji ciągłego bólu. Nie pracuję przez chorobę, straciłam miłość przez chorobę, generalnie nie mam sensu życia. Zresztą wielu z Was z pewnością zna doskonale ten stan. U mnie poza łzs są jeszcze inne czynniki, które wpływają na moje złe samopoczucie, ale nie o tym teraz.
W każdym razie usilnie łapiąc się czegokolwiek, by powróciła mi chęć życia, próbuję znaleźć pasję. Ze względu na stan psychiczny nie bardzo mam ochotę próbować nowych rzeczy, ale kiedyś (jak byłam jeszcze zdrowa) zaczęłam uczyć się jazdy konnej. Bardzo mi się to podobało, ale zostało brutalnie przerwane (jak wszystko) przez chorobę. Moje pytanie brzmi, czy w momentach kiedy jestem mniej obolała jazda konna jest dobrym pomysłem dla stawów? Czy w ogóle jest sens się za to ponownie zabierać? Czy mądrym jest żeby faszerować się przeciwbólami, tylko po to żeby pojeździć konno?
Tak sobie marzę, że jak powórci mi humor, to może i łzs trochę odpuści (w ramach zasady, że pozytywne nastawienie potrafi zdziałać cuda), ale czy w ogóle mogę to robić? Czy nie zaszkodzi to bardziej stawom?
Jestem zrozpaczona swoim życiem. Powoli mi się go odechciewa
Pozdrawiam Was wszystkich!