- 13 sty 2014, o 23:25
#21195
Wiem, że to co napiszę, nie będzie dla nikogo nowością, pewnie każdy zmaga się z podobnymi myślami, ale muszę to wyrzucić z siebie. Zawsze, gdy rozpoczynam kurację cignoliną mam wielkie nadzieje. Mam obecnie, nie wiem czy z natury czy dzięki pielęgnacji, odmianę o niezbyt nasilonej łusce, zmiany są raczej płaskie, stąd stosunkowo łatwo schodzą za pomocą tego leczenia. 2 tyg do miesiąca w zależności od lokalizacji. Niestety taką skórą nie mogę się nacieszyć zbyt długo. Nawet dobrze nie złuszczę przebarwionej skóry a już wychodzi to dziadostwo od nowa. No nie mówię, jakby w innej lokalizacji, ale wraca dokłądnie w tym samym miejscu, w którym była, mała i powiększa się i tak do kolejnej kuracji, której się podejmuję, kiedy zmiany są duże i liczne. Już tak mam od jakichś 9 lat. Choruję od ok. 13 lat. Jedynie dłuższa remisja była po pierwszym leczeniu cignoliną w szpitalu, ale jedynie w obrębie nóg (dla mnie to i tak super sprawa). Powiedzcie, czy ktoś z Was ma podobną sytuację? Nie mam już siły do tej choroby. Wiadomo, przywykłam do niej, mam nieprzerwanie 10 lat cały czas to dziadostwo na skórze, w różnym nasileniu. Nie mam jakoś obniżonej samooceny przez chorobę, ale po prostu brakuje mi już cierpliwości. Marzę o remisji choćby na 2- 3 miesiące. To już by było coś. Leczenie ogólne odpada- nie chce efektu z odbicia a po 2 jestem za młoda by niszczyć sobie zdrowie...