- 27 kwie 2013, o 22:04
#18181
Pozwolę sobie zamieścić moja historię w tym wątku. Jeśli to złe miejsce to proszę o przeniesienie do odpowiedniego tematu.
Mam 25 lat. 1,5 roku temu zaczęłam mieć problemy ze stawami, rok temu usłyszałam, że to łuszczyca stawowa i paznokci. Od tamtego czasu stosowałam większość dostępnych leków ale nic na mnie nie działa, nawet lekarze są zaskoczeni. Od wakacji słyszę o lekach biologicznych i praktycznie całe moje leczenie jest podporządkowane klasyfikacji do tychże leków ale ciągle się to odwleka. Ratuje mnie diklofenak, który zażywam w maxymalnej dawce co i tak nie przynosi nigdy całkowitej ulgi ale jeśli bym ograniczyła choćby minimalnie ten lek to nie byłabym w stanie chodzić ani nawet leżeć. Całe to czekanie na ten lek biologiczny jest wykańczające i upokarzające ale staram się być cierpliwa. A jeśli i on mi nie pomoże? W końcu jestem jakimś pechowym przypadkiem. Mam bardzo ciężkie studia więc mało czasu na rozmyślania i użalanie się nad sobą. Ale często jestem tym wszystkim po prostu załamana, a co jakiś czas pojawia się strach co będzie dalej. Przecież moje życie miało wyglądać inaczej. Jestem zdolna, do tego nawet ładna, ciężko pracuję od wielu lat na to żeby w przyszłości mieć super pracę. Wizja tego że nie będę w stanie iść do jakiejkolwiek pracy a moje ciało pokryje się zmianami łuszczycowymi jest przerażająca. Są chwile kiedy zazdroszczę osobom chorującym na RZS. Ostatnio jednak pojawiło się zagrożenie że mogę do tego wszystkiego mieć tocznia (lekarz mówi że to mało prawdopodobne ale jednak wyniki niekorzystne na przeciwciała przeciwjądrowe mam) więc się modlę w duszy żeby to była jednak ta łuszczyca byle tylko nie toczeń. Moja rodzina też okropnie to przeżywa co mnie również martwi. Wybieram się do psychologa żeby oswoić te swoje lęki, nabrać większej pewności siebie ale wiem że to nie rozwiąże wszystkich moich problemów. Dużo czytałam o tej chorobie jednak myślę, że najwięcej mogę się dowiedzieć od osób również nią dotkniętych. Z bólem nauczyłam się już żyć (póki mój żołądek i wątroba nie wysiądą od tych p/zapalnych) i go zaakceptowałam ale martwię się co będzie jak mi się pojawią zmiany na skórze. Powiedzcie mi czy wszyscy je macie? Czy może część z Was cierpi „tylko” stawowo? Statystyki znam ale chciałabym usłyszeć jak jest w praktyce.
Mam 25 lat. 1,5 roku temu zaczęłam mieć problemy ze stawami, rok temu usłyszałam, że to łuszczyca stawowa i paznokci. Od tamtego czasu stosowałam większość dostępnych leków ale nic na mnie nie działa, nawet lekarze są zaskoczeni. Od wakacji słyszę o lekach biologicznych i praktycznie całe moje leczenie jest podporządkowane klasyfikacji do tychże leków ale ciągle się to odwleka. Ratuje mnie diklofenak, który zażywam w maxymalnej dawce co i tak nie przynosi nigdy całkowitej ulgi ale jeśli bym ograniczyła choćby minimalnie ten lek to nie byłabym w stanie chodzić ani nawet leżeć. Całe to czekanie na ten lek biologiczny jest wykańczające i upokarzające ale staram się być cierpliwa. A jeśli i on mi nie pomoże? W końcu jestem jakimś pechowym przypadkiem. Mam bardzo ciężkie studia więc mało czasu na rozmyślania i użalanie się nad sobą. Ale często jestem tym wszystkim po prostu załamana, a co jakiś czas pojawia się strach co będzie dalej. Przecież moje życie miało wyglądać inaczej. Jestem zdolna, do tego nawet ładna, ciężko pracuję od wielu lat na to żeby w przyszłości mieć super pracę. Wizja tego że nie będę w stanie iść do jakiejkolwiek pracy a moje ciało pokryje się zmianami łuszczycowymi jest przerażająca. Są chwile kiedy zazdroszczę osobom chorującym na RZS. Ostatnio jednak pojawiło się zagrożenie że mogę do tego wszystkiego mieć tocznia (lekarz mówi że to mało prawdopodobne ale jednak wyniki niekorzystne na przeciwciała przeciwjądrowe mam) więc się modlę w duszy żeby to była jednak ta łuszczyca byle tylko nie toczeń. Moja rodzina też okropnie to przeżywa co mnie również martwi. Wybieram się do psychologa żeby oswoić te swoje lęki, nabrać większej pewności siebie ale wiem że to nie rozwiąże wszystkich moich problemów. Dużo czytałam o tej chorobie jednak myślę, że najwięcej mogę się dowiedzieć od osób również nią dotkniętych. Z bólem nauczyłam się już żyć (póki mój żołądek i wątroba nie wysiądą od tych p/zapalnych) i go zaakceptowałam ale martwię się co będzie jak mi się pojawią zmiany na skórze. Powiedzcie mi czy wszyscy je macie? Czy może część z Was cierpi „tylko” stawowo? Statystyki znam ale chciałabym usłyszeć jak jest w praktyce.