- 3 paź 2012, o 11:30
#14476
naszą walką z tą chorobą. Nie wiem na ile to zasługa używanych preparatów, a na ile remisja niezwiązana z niczym (choć dotychczas remisji nie było nigdy) ale chcę Wam napisać o naszej walce z panią ł i - dałby dobry Bóg - bliskiemu sukcesowi w opanowaniu cholery.
U mojego męża łuszczyca pojawiła się (w wersji łagodniejszej) jakieś 5 lat temu. Sama ją zdiagnozowałam, bo zanim trafiliśmy na konkretnego lekarza minęło prawie 2 lata i to już nie była wersja łagodna. Zajęte było ok. 70% ciała. Pierwsze lampy i cygnolina i duża poprawa. Pół roku nadziei i z powrotem trudny do opanowania wysyp: skorupa na głowie, pękająca skóra na dłoniach, stopy i całe nogi zajęte tak, że trudno chodzić... Cygnolinowanie pomagało w niewielkim stopniu. Kolejne lampy i prawie bez poprawy...
I nagle w ciągu miesiąca poprawa taka, że pozostały tylko nieliczne niewielkie ogniska.
Zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze mąż dostał od swojej siostry plastry oczyszczające - takie do przyklejania na stopy. Leżały jakieś 2 miesiące bezczynnie, bo sama sceptycznie podchodzę do takiego "czary-mary"
Ale w końcu zmotywowałam go do przyklejenia. I mniej więcej w tym samym czasie kupiłam rosyjski "Dermatologiczny szampon dziegciowy", bo dziegieć w różnej postaci przynosił zawsze dużą ulgę - przestawało swędzieć i pękać, skorupa na głowie, trochę się rozluźniała. Przeanalizowałam recepturę - nie ma tam nic nadzwyczajnego, czego nie było w innych szamponach (mydlnica, dziegieć) poza jednym składnikiem - kimbazolem. "Wujek google" niewiele ma do powiedzenia o tej substancji - środek przeciwgrzybiczy, przeciwłupieżowy. O zastosowaniu w walce z łuszczycą cisza. Mój mąż stosuje ten szampon do mycia całego ciała. I - jak zauważyłam - ostatnio nawet jako "maseczkę"
Nakłada np. na dłonie i spłukuje dopiero po kilkunastu minutach.
Pod koniec sierpnia jeszcze zamiatałam stosy złuszczonej skóry. Teraz na całym jego ciele są pojedyncze łuski. Ma czystą głowę, na dłoniach prawie nie widać zmian. Nawet te miejsca z których schodzi opornie - kolana, łokcie i stopy są prawie zupełnie czyste. Mam nadzieję, że stan będzie trwały.
Może komuś nasze doświadczenia pomogą
U mojego męża łuszczyca pojawiła się (w wersji łagodniejszej) jakieś 5 lat temu. Sama ją zdiagnozowałam, bo zanim trafiliśmy na konkretnego lekarza minęło prawie 2 lata i to już nie była wersja łagodna. Zajęte było ok. 70% ciała. Pierwsze lampy i cygnolina i duża poprawa. Pół roku nadziei i z powrotem trudny do opanowania wysyp: skorupa na głowie, pękająca skóra na dłoniach, stopy i całe nogi zajęte tak, że trudno chodzić... Cygnolinowanie pomagało w niewielkim stopniu. Kolejne lampy i prawie bez poprawy...
I nagle w ciągu miesiąca poprawa taka, że pozostały tylko nieliczne niewielkie ogniska.
Zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze mąż dostał od swojej siostry plastry oczyszczające - takie do przyklejania na stopy. Leżały jakieś 2 miesiące bezczynnie, bo sama sceptycznie podchodzę do takiego "czary-mary"


Pod koniec sierpnia jeszcze zamiatałam stosy złuszczonej skóry. Teraz na całym jego ciele są pojedyncze łuski. Ma czystą głowę, na dłoniach prawie nie widać zmian. Nawet te miejsca z których schodzi opornie - kolana, łokcie i stopy są prawie zupełnie czyste. Mam nadzieję, że stan będzie trwały.
Może komuś nasze doświadczenia pomogą
