- 3 lip 2011, o 13:32
#3977
Proszę moderatora tego forum u przeniesienie wątku, jeśli to nie jego miejsce. Przepraszam za ewentualne zamieszanie.
Chciałbym podzielić się swoimi doświadczeniami i sukcesem jaki osiągnąłem w leczeniu łuszczycy typu plackowatego bez maści, naświetlań, kosztownych wizyt u lekarzy, wątpliwych w działaniu ziół itd.
Nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od refleksji dotyczącej tego forum : czego to człowiek nie wymyśli, kiedy chce osiągnąć cel. Nie chcę nikogo irytować, bo wiem, że na tym forum akurat nikt nie siedzi dla przyjemności. Przejdę do rzeczy.
Mam 41 lat i w wieku 7 lat "wysypało mnie". Diagnoza prosta: łuszczyca. Rozpoczął się cyrk z maściami, którzy wszyscy znamy zapewne. Efekty...hm...jak to przy sterydach i cygnolinie...chwilowe i żadne w sumie. Zapał rodziców szybko stopniał, więc do 18 r.ż musiałem radzić sobie " jakoś"...czyli nijak. Aż w czasie studiów, na wykładzie z biochemii usłyszałem o prostaglandynach....
Po dodatkowych konsultacjach z prowadzącym profesorem fizjologii wpadłem na pomysł wypróbowania wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. To była jedna z tych tzw. "zwrotnych" decyzji życiowych.
Oto moja recepta:
- Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było ODSTAWIENIE WSZYSTKICH MAŚCI. Tak, absolutnie wszystkich. W większości wykazują drażniące i wysuszające działanie.
- zacząłem przyjmować kapsułki z olejem z wiesiołka dwuletniego, który jak wiadomo zawiera kwasy linolenowy i lanolinowy ( mogę się mylić...od tego czasu sporo minęło). 3 razy dziennie po 2 kapsułki.
- po kilku miesiącach zacząłem przyjmować olej z nasion ogórecznika ( 3 kapsułki + 3 z olejem z nasion wiesiołka dwuletniego).
- po 6 miesiącach zauważyłem, że plamy zrobiły się o połowę mniejsze!. Ktoś powie, że to żaden efekt, a mnie to zdopingowało jeszcze bardziej.
- po jakimś czasie wyczytałem o oleju z tłuszczy rybiego - kapsułki o nazwie Trienyl. Po roku byłem czysty, z niewielkimi zmianami na łokciach i owłosionej skórze głowy.
Wiem, długo to trwało ale najprzyjemniejsze było w tym czasie to, że plamy zaczęły dzielić sie na wiele mniejszych i zaczęły znikać. Pozostawały blade plamy, które nie chciały się za bardzo opalać:-)
Dodatkowo: przez rok nie jadłem przyprawianego jedzenia, starałem się jak mogłem zadbać o gardło /częste anginy bardzo mi dokuczały i pogarszały sytuację skóry/.
Po rocznej kuracji zjawiłem się i swojego dermatologa. Pani wybałuszyła oczy i powiedziała tylko, że cuda się zdarzają, a o wiesiołku dwuletnim nie chciała słyszeć:-). Widziałem ją ostatnio wiele lat temu. Wim, że nadal leczy sterydami i cygnoliną.
Kiedyś usłyszałem od kogoś, że nasza wątroba, jej stan, może mieć wpływa na stan skóry(?). W tym kontekście jeszcze jedna ważne spostrzeżenie: 5 lat temu przebyłem infekcję wirusa zapalenia wątroby typu C i byłem leczony Interferonem. Już na początku kuracji moje ASPAT i ALAT spadły do 7 i 11 / są to ogólnie rzecz biorąc enzymy wątrobowe świadczące o jej stanie - norma do 40 /. Moje zmiany łuszczycowe / wcześniej śladowe / zniknęły całkowicie:-). Po leczeniu, o ile jadłem to co powinienem miałem spokój, albo nie jadłem tego czego nie powinienem / ze względu na wątrobę / stan mojej skóry był bardzo dobry.
I jeszcze jedna dygresja dotycząca ziół: mój lekarz hepatolog zabronił mi przyjmowania pod jakąkolwiek postacią ziół wszelkiej maści. Usłyszałem, że w temacie wątroby mogą one bardziej zaszkodzić niż pomóc. I coś chyba w tym jest.
Obecnie moja dieta to kurczak i ryby wszelkiego rodzaju, a jako suplement przyjmuję zmielone nasiona wiesiołka dwuletniego / paskudztwo jakich mało:-)/...o ile nie zapomnę, raz dziennie łyżkę.
Wiem, że trudno uwierzyć w to co napisałem. Moją intencją nie jest się mądrzyć i chwalić zanadto. Wiem, że wielu ludzi desperacko szuka sposobu na pokonanie łuszczycy i wiem też, że często jest tak, że to najłatwiejsze rozwiązanie jest w zasięgu ręki ale my ludzie mamy taką paskudną cechę: nie zauważamy rzeczy prostych, tych banalnych i nieskomplikowanych.
Zachęcam wszystkich zainteresowanych do kontaktu. Jeśli to co napisałem komukolwiek pomoże choć trochę będę się bardzo cieszył.
Nie robię tego dla korzyści finansowych i żadnych ukrytych podtekstów.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo pogody ducha i wiary... to pomaga, mnie pomogło 2 razy w życiu, kiedy wszyscy inni załamywali ręce.
Chciałbym podzielić się swoimi doświadczeniami i sukcesem jaki osiągnąłem w leczeniu łuszczycy typu plackowatego bez maści, naświetlań, kosztownych wizyt u lekarzy, wątpliwych w działaniu ziół itd.
Nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od refleksji dotyczącej tego forum : czego to człowiek nie wymyśli, kiedy chce osiągnąć cel. Nie chcę nikogo irytować, bo wiem, że na tym forum akurat nikt nie siedzi dla przyjemności. Przejdę do rzeczy.
Mam 41 lat i w wieku 7 lat "wysypało mnie". Diagnoza prosta: łuszczyca. Rozpoczął się cyrk z maściami, którzy wszyscy znamy zapewne. Efekty...hm...jak to przy sterydach i cygnolinie...chwilowe i żadne w sumie. Zapał rodziców szybko stopniał, więc do 18 r.ż musiałem radzić sobie " jakoś"...czyli nijak. Aż w czasie studiów, na wykładzie z biochemii usłyszałem o prostaglandynach....
Po dodatkowych konsultacjach z prowadzącym profesorem fizjologii wpadłem na pomysł wypróbowania wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. To była jedna z tych tzw. "zwrotnych" decyzji życiowych.
Oto moja recepta:
- Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było ODSTAWIENIE WSZYSTKICH MAŚCI. Tak, absolutnie wszystkich. W większości wykazują drażniące i wysuszające działanie.
- zacząłem przyjmować kapsułki z olejem z wiesiołka dwuletniego, który jak wiadomo zawiera kwasy linolenowy i lanolinowy ( mogę się mylić...od tego czasu sporo minęło). 3 razy dziennie po 2 kapsułki.
- po kilku miesiącach zacząłem przyjmować olej z nasion ogórecznika ( 3 kapsułki + 3 z olejem z nasion wiesiołka dwuletniego).
- po 6 miesiącach zauważyłem, że plamy zrobiły się o połowę mniejsze!. Ktoś powie, że to żaden efekt, a mnie to zdopingowało jeszcze bardziej.
- po jakimś czasie wyczytałem o oleju z tłuszczy rybiego - kapsułki o nazwie Trienyl. Po roku byłem czysty, z niewielkimi zmianami na łokciach i owłosionej skórze głowy.
Wiem, długo to trwało ale najprzyjemniejsze było w tym czasie to, że plamy zaczęły dzielić sie na wiele mniejszych i zaczęły znikać. Pozostawały blade plamy, które nie chciały się za bardzo opalać:-)
Dodatkowo: przez rok nie jadłem przyprawianego jedzenia, starałem się jak mogłem zadbać o gardło /częste anginy bardzo mi dokuczały i pogarszały sytuację skóry/.
Po rocznej kuracji zjawiłem się i swojego dermatologa. Pani wybałuszyła oczy i powiedziała tylko, że cuda się zdarzają, a o wiesiołku dwuletnim nie chciała słyszeć:-). Widziałem ją ostatnio wiele lat temu. Wim, że nadal leczy sterydami i cygnoliną.
Kiedyś usłyszałem od kogoś, że nasza wątroba, jej stan, może mieć wpływa na stan skóry(?). W tym kontekście jeszcze jedna ważne spostrzeżenie: 5 lat temu przebyłem infekcję wirusa zapalenia wątroby typu C i byłem leczony Interferonem. Już na początku kuracji moje ASPAT i ALAT spadły do 7 i 11 / są to ogólnie rzecz biorąc enzymy wątrobowe świadczące o jej stanie - norma do 40 /. Moje zmiany łuszczycowe / wcześniej śladowe / zniknęły całkowicie:-). Po leczeniu, o ile jadłem to co powinienem miałem spokój, albo nie jadłem tego czego nie powinienem / ze względu na wątrobę / stan mojej skóry był bardzo dobry.
I jeszcze jedna dygresja dotycząca ziół: mój lekarz hepatolog zabronił mi przyjmowania pod jakąkolwiek postacią ziół wszelkiej maści. Usłyszałem, że w temacie wątroby mogą one bardziej zaszkodzić niż pomóc. I coś chyba w tym jest.
Obecnie moja dieta to kurczak i ryby wszelkiego rodzaju, a jako suplement przyjmuję zmielone nasiona wiesiołka dwuletniego / paskudztwo jakich mało:-)/...o ile nie zapomnę, raz dziennie łyżkę.
Wiem, że trudno uwierzyć w to co napisałem. Moją intencją nie jest się mądrzyć i chwalić zanadto. Wiem, że wielu ludzi desperacko szuka sposobu na pokonanie łuszczycy i wiem też, że często jest tak, że to najłatwiejsze rozwiązanie jest w zasięgu ręki ale my ludzie mamy taką paskudną cechę: nie zauważamy rzeczy prostych, tych banalnych i nieskomplikowanych.
Zachęcam wszystkich zainteresowanych do kontaktu. Jeśli to co napisałem komukolwiek pomoże choć trochę będę się bardzo cieszył.
Nie robię tego dla korzyści finansowych i żadnych ukrytych podtekstów.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo pogody ducha i wiary... to pomaga, mnie pomogło 2 razy w życiu, kiedy wszyscy inni załamywali ręce.