O stygmatyzacji
: 18 maja 2016, o 19:41
Właśnie jestem po lekturze jednego z artykułów odnośnie stygmatyzacji ludzi chorych na łuszczyce. Z tytuły można błędnie zasugerować, że ta praca dotyczy tylko tej choroby ale czytając między wierszami można dostrzec, że artykuł jest bardziej ogólny i dotyczy całości niezakaźnych chorób dermatologicznych. Na wstępie przyznam, że bardzo lubię czytać takie artykuły gdyż nie są to porady w stylu speców od urynoterapii każących się codziennie nacierać własnym moczem ( są wersje bardziej radykalne mówiące o piciu własnego moczu w celu poprawy zdrowia, swoją drogą ciekawy byłby to artykuł do jednego z kolorowych poradników, żeby zaraz obok diety kapuścianej zasugerować dietę urynową, w której najlepszą przekąską byłby mrożony mocz jako „lody urynowe”) a fachowe i naukowo potwierdzone metody nie tylko leczenia ale i zrozumienia jak działa dana choroba. Dermatolodzy przeprowadzając swoje badania zachowując przy tym stuprocentowy obiektywizm i odrobinę sceptycyzmu jeśli chodzi o interpretację wyników dzięki czemu nie mylą choćby przyczynowości z korelacją co notorycznie zdarza się osobom piszącym do poradników listy, które w żaden sposób nie są autoryzowane prze jakiegokolwiek specjalistę tylko wklejane bezmyślnie do rubryki z różnymi cudownymi odkryciami babć z pod Mławy. Przez niezwykłą popularność pisemek kolorowych i (o zgrozo!) nie popularność rzetelnych artykułów z pod pióra naukowców ludzie często tkwią zagubieni w swojej chorobie przez dziesiątki pseudo terapii, które zakończyły się (tak jak musiały czyli - ) klęską. Smutną prawdą jest to, że dopóki łuszczyca będzie chorobą nieuleczalną to liczba takich listów nie zmaleje a czy wzrośnie to już ciężko powiedzieć. Wrocę jednak do artykułu, który już chwaliłem za ilość rzetelnej wiedzy. Otóż oprócz wielu pozytywnych aspektów jakim są badania nad chorobami skóry zastanawia mnie droga, po której kroczą ludzie nauki, droga utopii i nie zrozumienia jaką groteską jest próba zmiany reakcji ludzi na widok osób z bardzo oszpeconą skórą. Ludzie nauki piszą o tym, że edukacja, coraz powszechniejsza wiedza o niezakaźności np. łuszczycy, zrozumienie cierpienia ludzi chorych i tego jak działa na nich stygmatyzacja, odrzucenie czy obśmiewanie sprawią, że osoby do tej pory reagujące skrzywioną miną na widok kilkudziesięciu plamek na czyjejś skórze zmienią się. Wyobraźcie sobie państwo, że ktoś ma za twarzy piercing składający się ze stu różnych kolczyków na każdej części swojej twarzy. Uszy, nos, brwi, policzki, usta, czoło dodajmy jeszcze szyję i język – wszystko w kolczykach. Umówmy się, że państwa to przeraża jak pająki arachnofobów czy jak dzieci pedofobów itd. Nie ma możliwości, żebym państwa zmusił do braku reakcji w państwa głowach na taki widok. Jest to bardzo trudne. Co prawda mógłbym wymagać aby państwo mimo obrzydzenia pozostawali w spokoju i nie reagowali, wydaje się to wykonalne w laboratorium ale w prawdziwym życiu gdy siedzicie w galerii handlowej zajadając się jakimś burgerem i nagle na w zasięgu waszego widnokręgu pojawi się TA osoba to reakcja n waszej twarzy raczej się pojawi. Pisze o tym gdyż sam wiem, że mnie słowa raniły najmniej, spojrzenia i mowa ciała ludzi – czułem to na sobie gdy tylko szedłem za dawnych lat w krótkim rękawku z wysiewem choroby na przedramieniu. Stąd wiem, jak trudne i mało istotne jest to, że powstają stowarzyszenia do walki z astygmatyzacją chorych, bo możliwe jest, że trafi to do pewnej grupy odbiorców, rodzin czy przyjaciół chorych, których te problemy dotyczą ale powątpiewam czy dojdzie do tych, którzy podcierają się ulotkami tego typu stowarzyszeń. Ta choroba ma znaczenie w tym jak nas świat odbiera a próba zatarcia tego faktu jest tyleż szlachetna co naiwna. Takie jest moje zdanie.
Zapraszam do dyskusji.
Zapraszam do dyskusji.