Moja mała historia...
: 23 sie 2012, o 22:50
To może tak... zacznę od początku.
Kiedy miałam niespełna 3 lata, zmarł mi dziadek. Jak wiadomo, byłam zbyt małym dzieckiem by w ogóle pojąć co to znaczy śmierć. Do dziś z nim rozmawiam i choć tak naprawdę go nie pamiętam, mam tylko przebłyski - wiem, że zawsze jest przy mnie. Wracając jednak do tematu. Miał łuszcyę od wielu wielu lat. Broda pofobno była jak wielka skorupa. U mojej mamy, ani jej rodzeństwa nie było żadnych objawów. Dopeiro gdy zmarł, mama miała ogromny wysyp. Wszyscy jak wiadomo ''najmądrzejsi'' i uważali ją za trendowatą jakąś. Nawet w banku wszyscy stali hen daleko za nią. Mama poszła do mojego uwielbianego dermatologa i dał jej maść i kazał opalić sie na słońcu. Pojechaliśmy nad morze i co? Plamy zniknęły. Potem miała wysypy i przez rok się męczyła. Już od tamtego czasu minęło hm... 12 lat chyba, a ma tylko czasami za uszami i na paznokciach.
No i nadchodzi czas na mnie. Od tamtego czasu mija 4 lata. A więc szkoła. Miałam nauczycielkę, która naprawdę załamała mnie psychicznie. Z wesołej miłej i kochanej dziewczynki - powstało coś w rodzaju orzeszka zamknietego w swojej małej skorupce. Nigdy nawet nie powiedziała, że coś dobrze robię. Zawsze faworyzowała i wszystkich - tylko nie mnie. Moim rodzicom, przy mnie powiedziała prosto z mostu, że dzieci urodzone w grudniu są mniej mądre od pozostałych (proczę czytać: są głupie, i do 4 liter). Nadchodzi 2 klasa - gdzie wszystko się zaczęło. Ciągłe podłamania przerodzily się w codzienność. Jednak pewnego dnia przed lekcją na holu jakoś dziwnie upadłam i strasznie bolała mnie noga. Do 16 siedziałam w szkole, nic nawet nie wysłała mnie do pielęgniarki. Skakałam na jednej nodze, by dojść do tablicy. Potworny ból, a co w zamian? śmiech uczniów i... nauczycielki! Śmieli sie ze mnie! Myśleli, że udaję. O rok starszy braciszek odebrał mnie ze szkoły. Nie mogłam nawet kozaka założyć. Długo nie wracaliśmy, Mama się martwiła i wyszła po nas, a potem jak tata wrócił - od razu do szpitala. Krwiak i 2 tygodnie w gipsie. Jakie zamartwianie było mojej głupiej nauczycielki o mnie. Krowa jedna.
Pod koniec 2 klasy pojawiły się 2 plamki. Dość duże. Potem nastepne i następne, a potem w wakacje cała wysypałam. Zdiagnozowano łuszczycę. Nie zbyt się tym przejelam - może dlatego że nie wiedziałam co to jest. Leczona byłam tą samą maścia co mama. Przeszło.
Nadszedł rok 3. Mama przeniosła mnie do innej szkoły. Przez rok nie miałam łuszczycy. Do czasu... dalszej podstawówki... .
I tak przez 3 lata zmagałam się z łuszczycą. Wiedzieli o mojej chorobie tylko najbliżsi przyjaciele. Nawet szło. Stresy nie były tak silne więc i łuszczyca taka nie była. Bardzo z nią nawet w zgodzie żyłam.
No i teraz zbliżam się do końca.
Gimnazjum.
1 rok - wielkie rozczarowanie. Nie miałam do kogo buzi otworzyć. Samotność mnie dobijała. Potworny ból brzucha towarzyszył mi przez cały rok. Łuszczyca przybrała na sile.
Potem sprawdzanie czy nie mamy wszy. Miałam to co roku od 6 klasy. Co roku tłumaczyłam babie, że nie mam łupieżu tylko łuszczycę. W końcu po 3 latach sobie zapisała. Sukces
Trudno było mi ją doleczyć. Kolejny steryd, kolejne osłabienia organizmu.
2 rok - wycieńczony psychicznie organizm przeżył kolejny upadek. Ogromny dół. Nie chciało mi się żyć. Na szczęście odnowiłam kontakty z moją przyjaciółką. Znałyśmy się od 3 klasy podstawówki, ale potem w 4-6 poszłyśmy do 2 innych klas. Teraz jesteśmy nierozłączne. Od grudnia niestety znowu miałam doła. W styczniu przybrało na takiej sile, ze miałam już początki depresji, a może nawet ją miałam. Udawany ''zaciesz'', udawana każda radość. Zawaliłam cały rok szkolny, ale nie było aż tak źle. Przez ten okres czasu nie brałam leków na ''ł''. Z chwilą kiedy nadeszło słońce, ciepło nabrałam chęci do życia. Pisząc to i wspoinając te wszystkie czasy - po prostu ryczę. To co myślą inni mam głęboko w 4 literach.Jeszcze w 1 klasie próbowałam się zaprzyjaźnić z klasą, ale jak oni wolą mnie oczerniać - proszę bardzo. Teraz do 3 klasy przybywam mocniejsza. Lata dołów zostawiam za sobą. Czas na to by tej głupiej klasie pokazać na co mnie stać
Nie poddam się, a łuszczyca? Będę się nią przejmować, ale nie na tyle bym wpadała w jakieś dołki.
Jedyne co musze zrobić - nauczyć się nie stresować, bo jak ja się stresuję to ręce mam takie jakbym dopiero je z wody wyciągnęła,a długopis na spr. lata mi jak opentany
Kiedy miałam niespełna 3 lata, zmarł mi dziadek. Jak wiadomo, byłam zbyt małym dzieckiem by w ogóle pojąć co to znaczy śmierć. Do dziś z nim rozmawiam i choć tak naprawdę go nie pamiętam, mam tylko przebłyski - wiem, że zawsze jest przy mnie. Wracając jednak do tematu. Miał łuszcyę od wielu wielu lat. Broda pofobno była jak wielka skorupa. U mojej mamy, ani jej rodzeństwa nie było żadnych objawów. Dopeiro gdy zmarł, mama miała ogromny wysyp. Wszyscy jak wiadomo ''najmądrzejsi'' i uważali ją za trendowatą jakąś. Nawet w banku wszyscy stali hen daleko za nią. Mama poszła do mojego uwielbianego dermatologa i dał jej maść i kazał opalić sie na słońcu. Pojechaliśmy nad morze i co? Plamy zniknęły. Potem miała wysypy i przez rok się męczyła. Już od tamtego czasu minęło hm... 12 lat chyba, a ma tylko czasami za uszami i na paznokciach.
No i nadchodzi czas na mnie. Od tamtego czasu mija 4 lata. A więc szkoła. Miałam nauczycielkę, która naprawdę załamała mnie psychicznie. Z wesołej miłej i kochanej dziewczynki - powstało coś w rodzaju orzeszka zamknietego w swojej małej skorupce. Nigdy nawet nie powiedziała, że coś dobrze robię. Zawsze faworyzowała i wszystkich - tylko nie mnie. Moim rodzicom, przy mnie powiedziała prosto z mostu, że dzieci urodzone w grudniu są mniej mądre od pozostałych (proczę czytać: są głupie, i do 4 liter). Nadchodzi 2 klasa - gdzie wszystko się zaczęło. Ciągłe podłamania przerodzily się w codzienność. Jednak pewnego dnia przed lekcją na holu jakoś dziwnie upadłam i strasznie bolała mnie noga. Do 16 siedziałam w szkole, nic nawet nie wysłała mnie do pielęgniarki. Skakałam na jednej nodze, by dojść do tablicy. Potworny ból, a co w zamian? śmiech uczniów i... nauczycielki! Śmieli sie ze mnie! Myśleli, że udaję. O rok starszy braciszek odebrał mnie ze szkoły. Nie mogłam nawet kozaka założyć. Długo nie wracaliśmy, Mama się martwiła i wyszła po nas, a potem jak tata wrócił - od razu do szpitala. Krwiak i 2 tygodnie w gipsie. Jakie zamartwianie było mojej głupiej nauczycielki o mnie. Krowa jedna.
Pod koniec 2 klasy pojawiły się 2 plamki. Dość duże. Potem nastepne i następne, a potem w wakacje cała wysypałam. Zdiagnozowano łuszczycę. Nie zbyt się tym przejelam - może dlatego że nie wiedziałam co to jest. Leczona byłam tą samą maścia co mama. Przeszło.
Nadszedł rok 3. Mama przeniosła mnie do innej szkoły. Przez rok nie miałam łuszczycy. Do czasu... dalszej podstawówki... .
I tak przez 3 lata zmagałam się z łuszczycą. Wiedzieli o mojej chorobie tylko najbliżsi przyjaciele. Nawet szło. Stresy nie były tak silne więc i łuszczyca taka nie była. Bardzo z nią nawet w zgodzie żyłam.
No i teraz zbliżam się do końca.
Gimnazjum.
1 rok - wielkie rozczarowanie. Nie miałam do kogo buzi otworzyć. Samotność mnie dobijała. Potworny ból brzucha towarzyszył mi przez cały rok. Łuszczyca przybrała na sile.
Potem sprawdzanie czy nie mamy wszy. Miałam to co roku od 6 klasy. Co roku tłumaczyłam babie, że nie mam łupieżu tylko łuszczycę. W końcu po 3 latach sobie zapisała. Sukces

Trudno było mi ją doleczyć. Kolejny steryd, kolejne osłabienia organizmu.
2 rok - wycieńczony psychicznie organizm przeżył kolejny upadek. Ogromny dół. Nie chciało mi się żyć. Na szczęście odnowiłam kontakty z moją przyjaciółką. Znałyśmy się od 3 klasy podstawówki, ale potem w 4-6 poszłyśmy do 2 innych klas. Teraz jesteśmy nierozłączne. Od grudnia niestety znowu miałam doła. W styczniu przybrało na takiej sile, ze miałam już początki depresji, a może nawet ją miałam. Udawany ''zaciesz'', udawana każda radość. Zawaliłam cały rok szkolny, ale nie było aż tak źle. Przez ten okres czasu nie brałam leków na ''ł''. Z chwilą kiedy nadeszło słońce, ciepło nabrałam chęci do życia. Pisząc to i wspoinając te wszystkie czasy - po prostu ryczę. To co myślą inni mam głęboko w 4 literach.Jeszcze w 1 klasie próbowałam się zaprzyjaźnić z klasą, ale jak oni wolą mnie oczerniać - proszę bardzo. Teraz do 3 klasy przybywam mocniejsza. Lata dołów zostawiam za sobą. Czas na to by tej głupiej klasie pokazać na co mnie stać

Jedyne co musze zrobić - nauczyć się nie stresować, bo jak ja się stresuję to ręce mam takie jakbym dopiero je z wody wyciągnęła,a długopis na spr. lata mi jak opentany
