Strona 1 z 1

Witam

: 26 lut 2013, o 15:56
autor: DoMa
Witam jestem nowa na forum i postaram się zwięźle opisać swój przypadek. Choruje na łuszczycę od dawna. Zaczęło się dziwnie: pewnego lata w ogrodzie w czasie zrywania jabłek poczułam potworny ból w stawie łokciowym, instynktownie zgięłam rękę w łokciu przekonana że to ugryzienie owada. Ponieważ ostry ból i silne pieczenie nie ustępowały pojechałam na pogotowie. Diagnoza: ugryzienie meszki albo czegoś innego. Ból po czasie ustąpił ale został ślad - czerwona plama która powiększała się to zmniejszała, to znów rosła, pokrywała łuskami. Najgorzej było latem, bo wyglądało to jak rozległe ślady po częstym kłuciu igłą (wiecie o czym mówię). Do tego dołączyły z czasem łokcie, łydki, wierzch dłoni, miejsca za uszami i głowa. Sterydy pomagały mi pod koniec kuracji i krótko po a potem od nowa to samo. Przed chorobą i w trakcie prowadziłam bardzo stresujące życie, zanim wyszłam jakoś z jednej sytuacji pojawiała się nowa. Pani doktor u której leczyłam się wyjaśniła mi że to może być główna przyczyna, mówiąc wprost przegięło się i teraz będzie trudno z tego wyjść, bo organizm "zbuntował się". I do tego reakcja najbliższych na chorobę ......szkoda mówić. Miałam odczucie, że dla mnie najodleglejsza wyspa dla trędowatych to i tak za blisko. Czujecie to? Obecnie nie biorę żadnych sterydów. Zdecydowało też to, że pomimo iż w czasie kuracji z czasem pominęłam rozległe miejsce zajęte od kilku lat chorobą(na łydce) zagoiło się!!! samo (chyba) pozostała jedynie mała krostka. Znam osoby które mogłyby książkę napisać o tym co robiły żeby z tego wyjść. Pogodziłam się z chorobą, zmieniłam sposób patrzenia na życie, nadal bo tego nie da się uniknąć dopadają mnie stresujące sytuacje i wtedy objawy wzmagają się, ale nie przeżywam ich tak jak kiedyś mocno, zbyt mocno dogłębnie bo mam świadomość że teraz za to płacę wysoką cenę. Na obecny stan wiedzy wiemy że łuszczyca nie jest chorobą zakaźną, chociaż kiedyś była powodem zwolnienia z obowiązkowej wówczas służby wojskowej.Moja siostra cierpi na bielactwo, duże prawdopodobieństwo, że mamy coś w genach. Nie dbam o to zupełnie(ale to przyszło z czasem) że ktoś przygląda się mojej chorobie i robi minę obrzydzenia, raz nawet przy kasie pewien pan stojący za mną po długim przyglądaniu się moim łokciom szybko zebrał swoje zakupy i uciekł do kasy obok. "Znalazłam" go wzrokiem i uśmiechnęłam się życzliwie. Od samego początku ujawnienia się choroby zostałam z problemem sama i nie było to sto lat temu, ale do psychologa przynajmniej w moim środowisku to w miarę było zrozumiałe jeśli szło się z powodu męża tyrana, alkoholika ale z powodu choroby skóry? Z upływem czasu zaakceptowałam siebie z chorobą, dopadła mnie i już a inny ma problem jeszcze z czymś innym itd. Nie ukrywam się latem za długimi rękawami i co dla mnie też bardzo ważne nauczyłam się nie ukrywać choroby przed innymi a to uwierzcie przynosi ogromną ulgę, jeśli ktoś mówi np że cierpi na niestrawność ja mówię "wiem jak to jest z chorobami ja mam łuszczycę". Staram się zdrowo odżywiać, rzuciłam palenie co mnie cieszy, dużo ruchu słoneczka bo to dobre i dla ciała i dla ducha i co najważniejsze dbam o higienę psychiczna. Rozumiem, że trudno jest osobom dla których bardzo ważna jest estetyka, bo ja zachorowałam jako bardzo młoda osoba. Unikałam ludzi, plaży, denerwowałam się że jest lato i głupio wyglądam w przydługiej spódnicy i bluzkach z długim rękawem. Doszłam do tego po czasie że tak naprawdę ta maskarada była z dwóch powodów: po pierwsze - dla ludzi i po drugie - dla mnie żebym nie widziała ich przykrych dla mnie spojrzeń. A teraz .... po pierwsze: ludzkie odczucia i uwagi mnie nie interesują (nie zakażam, nie cuchnę, nie szkodzę) i po drugie: akceptuję i lubię siebie taka jaka jestem, ja sobie tej choroby nie kupiłam, ja jej nie chciałam mieć, padło na mnie i już. Dlatego nie bolą mnie ludzkie spojrzenia i nie szukam wzrokiem tych którzy mogą mi się przyglądać (kiedyś tak robiłam ale to było chore). A przecież jak sama patrzę na ludzi to też przecież widzę dużo (bez złośliwości: ale tu za duży nos, a to w tali nie tak itp.) Teraz będę się powtarzać ale wiem, że tajemnica tkwi w tym, że jeśli nie polubimy, pokochamy siebie samych, ale tak naprawdę, z tym z czym przyszło nam się zmagać to nawet mały pryszczyk na nosie będzie wielkim problemem. Ważnym czynnikiem reakcji otoczenia kiedyś była i śmiem przypuszczać nadal jest niedostateczna wiedza na temat choroby.Kończę już ten przydługi wywód nie sądziłam że tak wyjdzie, sorry, ale puszczę go takiego jak jest bez skracania. Jeśli ktoś chce i nie zraził się chętnie podzielę się swoimi uwagami a może i radami. Pozdrawiam wszystkich

Re: Witam

: 26 lut 2013, o 16:15
autor: Basieńka44
Uff dobrnęłam do końca :D :D
witaj
jakie masz sposoby na walkę z koleżanką :D :D

Re: Witam

: 26 lut 2013, o 17:17
autor: antonia
DoMa, wystarczy Cię przeczytać, żeby Cię polubieć :D
Witaj w domu! :) :)