- 29 lut 2012, o 20:36
#9585
Witam serdecznie
Zmagam się z łuszczycą od lat 18. Mam teraz dwa razy więcej. Z łuszczycą bywało u mnie różnie. Raz lepiej raz gorzej, ogólnie nawet dało radę niekiedy rozebrać się na plaży i tak dalej. Ale od momentu jak postanowiłem, że pójdę dwa lata temu na oddział dermatologiczny i wróciłem do domu po dwutygodniowej kuracji siarą, cignoliną, lampami l lorindenem, żona prawie zemdlała i tak tragicznie wyglądało to przez cały następny rok. Niewiele się poprawiło a nawet pogorszyło; postanowiłem że pójdę do prywatnego, też siara i lampy i zero poprawy a psychicznie wyglądałem coraz gorzej. Później brałem też pastę od zakonników i piłem zioła. Trochę pomogło ale szybko nawracało się. I co w tym momencie było najgorsze nie było się nawet czym niesterydowym posmarować. W przeszłości był delater, który - kto brał to wie - choć powodowałam bóle kolan, to pomagał w tydzień. Obecnie mamy wszyscy przerąbane, bo w Polsce do kupienia nie ma nic. Był drogi cocois (słyszałem, że też już go nie ma) i szereg sterydów, które w przy obszernych wysiewach zdecydowanie odradzam.
Jakieś pół roku temu przyszedł ratunek, pewna miła pani spytała czy słodzę napoje? Czy drożdży dużo przyjmuję? To dla nas gwóźdź do trumny. I cukru już nie używam i pieczywo też odpowiednie kupuję, alkohol dopuszczalny byłe nie dużo. Ale najważniejsza informacja to taka by jakieś smarowidło się znalazło do zaleczenia.
I sprawadzam ze Stanów (dosłownie za kilka dolarów amerykański delater (Maść o nazwie MG217). Jak macie znajomych w Stanach poproście o przesyłkę.
Pomoże, tylko nie przesadzajcie z czasem bo kolana trochę łupią.
Teraz jestem szczęśliwszy o cztery razy!
Z chęcią podzielę się moją wiedzą co zrobić jeszcze!
Piszcie!
To dziadostwo można pokonać by z nim żyć bez myślenia o nim
Zmagam się z łuszczycą od lat 18. Mam teraz dwa razy więcej. Z łuszczycą bywało u mnie różnie. Raz lepiej raz gorzej, ogólnie nawet dało radę niekiedy rozebrać się na plaży i tak dalej. Ale od momentu jak postanowiłem, że pójdę dwa lata temu na oddział dermatologiczny i wróciłem do domu po dwutygodniowej kuracji siarą, cignoliną, lampami l lorindenem, żona prawie zemdlała i tak tragicznie wyglądało to przez cały następny rok. Niewiele się poprawiło a nawet pogorszyło; postanowiłem że pójdę do prywatnego, też siara i lampy i zero poprawy a psychicznie wyglądałem coraz gorzej. Później brałem też pastę od zakonników i piłem zioła. Trochę pomogło ale szybko nawracało się. I co w tym momencie było najgorsze nie było się nawet czym niesterydowym posmarować. W przeszłości był delater, który - kto brał to wie - choć powodowałam bóle kolan, to pomagał w tydzień. Obecnie mamy wszyscy przerąbane, bo w Polsce do kupienia nie ma nic. Był drogi cocois (słyszałem, że też już go nie ma) i szereg sterydów, które w przy obszernych wysiewach zdecydowanie odradzam.
Jakieś pół roku temu przyszedł ratunek, pewna miła pani spytała czy słodzę napoje? Czy drożdży dużo przyjmuję? To dla nas gwóźdź do trumny. I cukru już nie używam i pieczywo też odpowiednie kupuję, alkohol dopuszczalny byłe nie dużo. Ale najważniejsza informacja to taka by jakieś smarowidło się znalazło do zaleczenia.
I sprawadzam ze Stanów (dosłownie za kilka dolarów amerykański delater (Maść o nazwie MG217). Jak macie znajomych w Stanach poproście o przesyłkę.
Pomoże, tylko nie przesadzajcie z czasem bo kolana trochę łupią.
Teraz jestem szczęśliwszy o cztery razy!
Z chęcią podzielę się moją wiedzą co zrobić jeszcze!
Piszcie!
To dziadostwo można pokonać by z nim żyć bez myślenia o nim
Ostatnio zmieniony 2 mar 2012, o 11:44 przez Paweł, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Zmieniłem nazwę wątku.