Niezaradna z łuszczycą
: 12 sie 2016, o 10:19
Cześć,
Jestem nowym "członkiem", mam 2X lat i jestem kompletnie niezaradna w kwestii życia z łuszczycą.
Czytam forum od ponad 1,5 roku kiedy zaczełam się wysypywać i zdiagnozowano u mnie łuszczycę. (nikt mi nie robił żadnych badań, przebadano mnie organoleptycznie, a jak powiedziałam że babcia chorowała, diagnozę postawiono od razu). Pierwszy lekarz z jakim się zetknęłam od razu przepisał mi diprosalic maść oraz płyn na głowę. W zeszłym roku bywało różnie, choroba zaczęła się od uszu i owłosionej skóry głowy, przebieg był dość łagodny, początkowo miałam nadzieję że to zwykły łupież. Potem zaczęło sypać biust, łokcie, brzuch (chociaż z brzucha zeszło), plecy kilka wykwitów, okolice bikini i nogi. Zauważyłam tendencję do pojawiania się wykwitów w miejscach w których miałam jakieś rany, dlatego odstawiłam kontuzjogenny sport, ale jestem sierotą bożą i ciąglę się kaleczę, więc kolana i nogi mam całe w centki. U dermatologa przez te 1,5 roku byłam raz, potem recepty powtarzał mi znajomy, przez co prawdopodobnie zrobiłam sobie tylko na szkodę. Wczoraj w desperacji poszłam do lekarza po raz drugi. Zmiany na głowie stały się na tyle uciążliwe, że musiałam wziąć wolne w pracy. Nie chcę nikogo urazić ale czuje się obrzydliwie, brzydzę się swoim wyglądem i coraz bardziej się nienawidzę, ale postanowiłam spróbować jakoś zadziałać, dlatego piszę.
Leki:
Pani dermatolog przepisała mi: Ivoxel i Pirolam na skórę głowy (wolałam formę płynną diprosalicu - łatwiejsza w aplikacji), Daivobet na ciało, Vitaminę D3 i Cynk oraz szampon Mediderm. Od ojca który ma różne alergie użyczam Hydrocortisonum bo głowa mnie straszliwie piecze a to trochę łagodzi. Kąpie się w soli z morza martwego, używam szamponu z dziegciem (który strasznie śmierdzi) oraz żelu do kąpieli od "chińskiego szamana". Nie do końca jestem przekonana do leków sterydowych, bo wiem jak mój mały kuzyn cierpi przez leki na ich bazie przepisywane na alergię.
Przyznaję - kompletnie nie umiem sobie radzić ze stosowaniem tego wszystkiego, (a już jak znaleźć na to czas pracując po 10-11 godzin dziennie nie wspomnę). Czytam, że stosujecie różne okłady, napary, nasiadówki, natłuszczacie skórę, smarujecie stosujecie diety. Odnoszę wrażenie że przy tym dziadostwie nie można robić nic tylko się leczyć. Proszę, dajcie znać w co się zaopatrzyć, żeby jakoś funkcjonować - raczej mam na myśli specyfiki bez recept, zioła, medycynę naturalną.
Dieta: Palę papierosy i nie mam zamiaru rzucić, bo to mnie wykończy psychicznie. Ktoś z Was pali i "żyje"? Nie pijam alkoholu. Jem co popadnie, bo już mi nie zależy na wyglądzie. Jak bardzo ważna jest dieta? Na forum czytam, że odstawiacie gluten, nabiał (mleko), stosujecie głodówki, odstawiacie strączkowe i skrobię. Co jeść a czego nie żeby było lepiej?
Mózg: Podobno przy każdej chorobie, dobre samopozucie jest lekiem na całe zło. Tego leku kompletnie nie potrafię zastosować. Zdiagnozowano u mnie niedawno nowotwór (jeszcze nie wiadomo jak bardzo złośliwy) i od tamtej pory z łuszczycą dużo dużo dużo gorzej. Jak z antydepresantami, ziołami? Jak bardzo ważne jest wsparcie psychologa? Bo nie bardzo mam gdzie szukać wsparcia. O mojej chorobie wiedzą tylko rodzice, siostra, były chłopak (zgadnijcie czemu były) i przyjaciółka, która jako jedyna mnie wspierała ale niestety nie mamy możliwości częstych spotkań. Rodzice traktują mnie jak upośledzoną, ciągle mnie pouczają i nieudolnie pocieszają. Mama na początku mówiła: "Masz lajtową odmianę łuszczycy, znałam faceta który miał na głowie taką skorupę, że aż ciarki przechodzą na samą myśl", teraz sama mam taką skorupę i nie potrafię jej zapomnieć, że tak powiedziała. Często radzicie żeby zasięgnąć pomocy psychologa ale czy ktoś z Was naprawdę po zmianie psychicznej zauważył dobrą zmianę w przebiegu choroby?
Przepraszam, za długi elaborat i długą listę pytań. Pierwszy raz aż tak się otworzyłam. Chyba liczę na ludzkie wsparcie.
Jestem nowym "członkiem", mam 2X lat i jestem kompletnie niezaradna w kwestii życia z łuszczycą.
Czytam forum od ponad 1,5 roku kiedy zaczełam się wysypywać i zdiagnozowano u mnie łuszczycę. (nikt mi nie robił żadnych badań, przebadano mnie organoleptycznie, a jak powiedziałam że babcia chorowała, diagnozę postawiono od razu). Pierwszy lekarz z jakim się zetknęłam od razu przepisał mi diprosalic maść oraz płyn na głowę. W zeszłym roku bywało różnie, choroba zaczęła się od uszu i owłosionej skóry głowy, przebieg był dość łagodny, początkowo miałam nadzieję że to zwykły łupież. Potem zaczęło sypać biust, łokcie, brzuch (chociaż z brzucha zeszło), plecy kilka wykwitów, okolice bikini i nogi. Zauważyłam tendencję do pojawiania się wykwitów w miejscach w których miałam jakieś rany, dlatego odstawiłam kontuzjogenny sport, ale jestem sierotą bożą i ciąglę się kaleczę, więc kolana i nogi mam całe w centki. U dermatologa przez te 1,5 roku byłam raz, potem recepty powtarzał mi znajomy, przez co prawdopodobnie zrobiłam sobie tylko na szkodę. Wczoraj w desperacji poszłam do lekarza po raz drugi. Zmiany na głowie stały się na tyle uciążliwe, że musiałam wziąć wolne w pracy. Nie chcę nikogo urazić ale czuje się obrzydliwie, brzydzę się swoim wyglądem i coraz bardziej się nienawidzę, ale postanowiłam spróbować jakoś zadziałać, dlatego piszę.
Leki:
Pani dermatolog przepisała mi: Ivoxel i Pirolam na skórę głowy (wolałam formę płynną diprosalicu - łatwiejsza w aplikacji), Daivobet na ciało, Vitaminę D3 i Cynk oraz szampon Mediderm. Od ojca który ma różne alergie użyczam Hydrocortisonum bo głowa mnie straszliwie piecze a to trochę łagodzi. Kąpie się w soli z morza martwego, używam szamponu z dziegciem (który strasznie śmierdzi) oraz żelu do kąpieli od "chińskiego szamana". Nie do końca jestem przekonana do leków sterydowych, bo wiem jak mój mały kuzyn cierpi przez leki na ich bazie przepisywane na alergię.
Przyznaję - kompletnie nie umiem sobie radzić ze stosowaniem tego wszystkiego, (a już jak znaleźć na to czas pracując po 10-11 godzin dziennie nie wspomnę). Czytam, że stosujecie różne okłady, napary, nasiadówki, natłuszczacie skórę, smarujecie stosujecie diety. Odnoszę wrażenie że przy tym dziadostwie nie można robić nic tylko się leczyć. Proszę, dajcie znać w co się zaopatrzyć, żeby jakoś funkcjonować - raczej mam na myśli specyfiki bez recept, zioła, medycynę naturalną.
Dieta: Palę papierosy i nie mam zamiaru rzucić, bo to mnie wykończy psychicznie. Ktoś z Was pali i "żyje"? Nie pijam alkoholu. Jem co popadnie, bo już mi nie zależy na wyglądzie. Jak bardzo ważna jest dieta? Na forum czytam, że odstawiacie gluten, nabiał (mleko), stosujecie głodówki, odstawiacie strączkowe i skrobię. Co jeść a czego nie żeby było lepiej?
Mózg: Podobno przy każdej chorobie, dobre samopozucie jest lekiem na całe zło. Tego leku kompletnie nie potrafię zastosować. Zdiagnozowano u mnie niedawno nowotwór (jeszcze nie wiadomo jak bardzo złośliwy) i od tamtej pory z łuszczycą dużo dużo dużo gorzej. Jak z antydepresantami, ziołami? Jak bardzo ważne jest wsparcie psychologa? Bo nie bardzo mam gdzie szukać wsparcia. O mojej chorobie wiedzą tylko rodzice, siostra, były chłopak (zgadnijcie czemu były) i przyjaciółka, która jako jedyna mnie wspierała ale niestety nie mamy możliwości częstych spotkań. Rodzice traktują mnie jak upośledzoną, ciągle mnie pouczają i nieudolnie pocieszają. Mama na początku mówiła: "Masz lajtową odmianę łuszczycy, znałam faceta który miał na głowie taką skorupę, że aż ciarki przechodzą na samą myśl", teraz sama mam taką skorupę i nie potrafię jej zapomnieć, że tak powiedziała. Często radzicie żeby zasięgnąć pomocy psychologa ale czy ktoś z Was naprawdę po zmianie psychicznej zauważył dobrą zmianę w przebiegu choroby?
Przepraszam, za długi elaborat i długą listę pytań. Pierwszy raz aż tak się otworzyłam. Chyba liczę na ludzkie wsparcie.