- 23 paź 2014, o 14:24
#23427
Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółami, jak to się wszystko u mnie zaczęło, zapraszam do działu "Przywitaj się", gdzie opisałam bezpośrednią przyczynę moich problemów zdrowotnych.
A zaczęło się to wszystko niecały rok temu. Trafiło mnie na początku grudnia. Semestr na studiach był ciężki, masa projektów, oczywiście wszystko musiało być perfekcyjnie (to mnie trochę zgubiło, ale już jestem na etapie zmiany swojego myślenia). Nocy wiele nieprzespanych, no i stało się. W grudniu nie miałam już prawie w ogóle jednej brwi. Wiedziałam od razu, dlaczego - przemęczenie. Rok wcześniej (czyli dwa lata temu od teraz), o tej samej porze w semestrze, też tak było - infekcja bakteryjna za infekcją. Najlepsze jest to, że w tej pogoni za tym wszystkim nie zauważyłam kompletnie, że ta brew mi wypada, choć codziennie spoglądałam w lustro przynajmniej rano i wieczorem. Gdzieś w sieci przeczytałam, że wypadanie brwi to częsty objaw niedoczynności tarczycy. Pomyślałam: a co mi tam! Zrobię badanie. TSH wynosiło wówczas prawie 10. To był styczeń. Nie miałam żadnych innych objawów, więc niedoczynność mi nie pasowała. Z drugiej jednak strony moja mama też zachorowała zupełnie bezobjawowo na zapalenie wielomięśniowe, więc zaczęłam mieć wątpliwości. Objawy pojawiły się u mnie w maju - przytyłam sporo itd., więc od czerwca biorę Euthyrox i żyję tak, jak żyłam wcześniej - objawy ustąpiły w 100%, tylko muszę to brać do końca życia.
Moja lekarka pocieszyła mnie, że jak ktoś już ma niedoczynność i to łysienie plackowate (tak zdiagnozował łysienie brwi dermatolog), to jest już mniejsze prawdopodobieństwo, że będę miała jeszcze RZS, więc byłam w sumie szczęśliwa, że tak się stało.
Od razu Wam powiem - nigdy nie miałam żadnych problemów ze skórą. Naprawdę żadnych. Jedynie kiedyś, w gimnazjum, miałam strupy na skórze głowy. Wyglądało to tak, jakby po prostu schodziła mi skóra. Włosy mam bardzo gęste, długie, jest ich dużo, więc nie stanowiło to dla mnie dużego problemu (nikt zmian nie widział). Pani dermatolog leczyła mnie 3 lata jak na łuszczycę. Była święcie przekonana, że to łuszczyca, także wypróbowałam wiele leków, m.in. emulsję SQAMAX Lefroscha. Skończyło się na tym, że skóra zamieniła się w jedną wielką ranę od tych leków (właśnie ta emulsja bardzo źle na mnie działała), bolało strasznie, więc odstawiliśmy leki na łuszczycę i zapisała mi jeden szampon - STIEPROX. Szampon pomógł od razu, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Okazało się, że był to pewnie jeden z dziwnych rodzajów łupieżu (chyba łupież tłusty).
W maju tego roku zrobił mi się mały strupek na głowie, taki placek z białą skórą. Znów się trzymało głowy, nie odchodziło z żadnym szamponem. Byłam pewna, że to ten łupież, który miałam kiedyś. Kupiłam STIEPROX. Po miesiącu stosowania - zero efektów. Tak więc poszłam do dermatologa i w wakacje zapisał mi IVOXEL - płyn z substancją czynną tą samą, co w Elocomie maści (steryd). Kazał stosować miesiąc. Po trzech tygodniach stosowania nie było już kompletnie żadnych zmian na skórze. Pojawiły się w czwartym tygodniu, zanim zdążyłam do niego pójść i oczywiście zaczęły się nasilać. Właściwie miałam jeden malutki placek, a teraz mam cały bok głowy zajęty zmianami. Powiedział, że łuszczyca ma taką tendencję do tego, że się nasila, ale że skoro wiemy na pewno, że to łuszczyca to on da mi coś typowo na łuszczycę. Zapisał mi DAIVOBET żel raz dziennie na noc, którego nie zaczęłam jeszcze stosować, bo się boję. Boję się, że z małej zmiany na głowie zrobi mi się zmiana na całe ciało. Moje obawy wynikają z tego, że:
a) nie zapisał żadnych innych rzeczy, poza szamponem dziegciowym Paraderm Plus, który mam wrażenie, że strasznie wysusza skórę i robi się od tego tylko gorzej (odkleja łuskę, ale wysusza i szybko robią się nowe, dlatego zaczęłam po umyciu głowy smarować zmiany żelem aloesowym, który podobno nawilża, ale mam wrażenie, że działanie jest zbyt słabe) - moją uwagę o konieczności nawilżenia zignorował,
b) nie powiedział mi, że skórę chorą na łuszczycę trzeba nawilżać i natłuszczać, w związku z czym pewnie wcale nie jestem bliska zaleczenia, bo nie wiem, czym mam nawilżać i natłuszczać, żeby sobie nie zaszkodzić (mam przykre doświadczenia ze SQAMAXEM i nie wiem, co powinnam zastosować),
c) kazał mi stosować DAIVOBET przez 5-6 tygodni, a na ulotce jest wyraźnie napisane, że powinno stosować się maksymalnie do 4 tygodni, z kolei w sieci przeczytałam, że leczenie silnym sterydem powinno trwać 7-10 dni, a potem powinno się przejść na słabszy steryd.
W związku z powyższym nie wiem kompletnie, co mam teraz robić. Skóra ewidentnie potrzebuje nawilżenia - jest sucha jak wiór, łuska dość się odkleja po szamponie i strup już nie jest taki gruby, ale teraz pozostała taka czerwona skóra, która piecze, strasznie mrowi (czuję, jakby coś mi po niej biegało) i nie wiem, jak jej pomóc, a nie chcę jej podrażnić.
Aktualnie:
- myję głowę Paradermem Plus,
- potem myję jeszcze raz szamponem Emolium, żeby tą czystą z łuski skórę nawilżyć,
- smaruję na koniec żelem aloesowym nawet kilka razy dziennie.
Ogólnie mam wrażenie, że działanie nawilżające jest za słabe. Nie mogę pozbyć się w ogóle pieczenia i mrowienia. Nie wiem, jak wyleczyć tą czerwoną skórę, bo łuski już się dość dobrze pozbyłam.
Skoro kupiłam już ten drogi Daivobet (15g żelu za 63zł), mogłabym go zastosować, ale nie wiem, jak to zrobić z rozsądkiem. Wiem, że sterydy dla łuszczycy to samo zło. Czytałam, że Daivobet jest to głównie pochodna wit. D3 i że generalnie ten lek jest mniej inwazyjny niż pozostałe sterydy (mniejsze jest ryzyko skutków ubocznych). Czy mniejsze jest również ryzyko wystąpienia silniejszego nawrotu choroby? Może ktoś z Was stosował Daivobet i wie, jak się z nim obchodzić rozsądnie, żeby sobie nie zaszkodzić? Mój dermatolog niczego się nie boi, zapisuje leki na długi okres, a potem ja zostaję sama z problemem nawrotu. Najchętniej bym się nim trochę przeleczyła i potem zastosowała coś bez sterydu. Tylko co? Kompletnie mi nie powiedział nic, co dalej z tym zrobić (a ja nie pytałam, bo oczywiście mnie nie poinformował, że to też steryd), więc boję się, że po tych jego 5-6 tygodniach (czy też moich dwóch tygodniach, bo chyba na 5-6 się nie zdecyduję) po odstawieniu będzie tylko gorzej.
Moje najważniejsze pytania:
Co sądzicie o tym Daivobecie? Stosować go czy nie? Jeśli tak to jak długo? Co mogę zrobić po odstawieniu tego sterydu? Czym smarować, żeby nawilżać? Czego użyć do usuwania łusek w przyszłości? I wreszcie najważniejsze dla mnie pytanie - czego użyć, żeby wyleczyć czerwoną pozbawioną już łusek skóry bez użycia sterydów?
Fajnie by było poznać tu kogoś, kto też ma długie, gęste włosy i zna np. jakieś preparaty, które są dobre w nawilżaniu i leczeniu, ale nie będą przetłuszczały włosów. Niestety nie mogę się zamknąć w domu z tłustymi papkami na głowie i nie wychodzić, ponieważ całymi dniami jestem poza domem:) Chciałabym móc z tymi lekami normalnie funkcjonować.
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi, jakie się tu pojawią. Dodam, że zmiany obejmują tylko bok głowy. Nigdzie więcej na moim ciele nic złego się nie dzieje, więc wydaje mi się, że nie jestem w tak tragicznej sytuacji.
Jeśli potrzebujecie jeszcze dodatkowych informacji - pytajcie. Udzielę ich tak szybko jak się da - w końcu to mi zależy na Waszej pomocy! <3
A zaczęło się to wszystko niecały rok temu. Trafiło mnie na początku grudnia. Semestr na studiach był ciężki, masa projektów, oczywiście wszystko musiało być perfekcyjnie (to mnie trochę zgubiło, ale już jestem na etapie zmiany swojego myślenia). Nocy wiele nieprzespanych, no i stało się. W grudniu nie miałam już prawie w ogóle jednej brwi. Wiedziałam od razu, dlaczego - przemęczenie. Rok wcześniej (czyli dwa lata temu od teraz), o tej samej porze w semestrze, też tak było - infekcja bakteryjna za infekcją. Najlepsze jest to, że w tej pogoni za tym wszystkim nie zauważyłam kompletnie, że ta brew mi wypada, choć codziennie spoglądałam w lustro przynajmniej rano i wieczorem. Gdzieś w sieci przeczytałam, że wypadanie brwi to częsty objaw niedoczynności tarczycy. Pomyślałam: a co mi tam! Zrobię badanie. TSH wynosiło wówczas prawie 10. To był styczeń. Nie miałam żadnych innych objawów, więc niedoczynność mi nie pasowała. Z drugiej jednak strony moja mama też zachorowała zupełnie bezobjawowo na zapalenie wielomięśniowe, więc zaczęłam mieć wątpliwości. Objawy pojawiły się u mnie w maju - przytyłam sporo itd., więc od czerwca biorę Euthyrox i żyję tak, jak żyłam wcześniej - objawy ustąpiły w 100%, tylko muszę to brać do końca życia.
Moja lekarka pocieszyła mnie, że jak ktoś już ma niedoczynność i to łysienie plackowate (tak zdiagnozował łysienie brwi dermatolog), to jest już mniejsze prawdopodobieństwo, że będę miała jeszcze RZS, więc byłam w sumie szczęśliwa, że tak się stało.
Od razu Wam powiem - nigdy nie miałam żadnych problemów ze skórą. Naprawdę żadnych. Jedynie kiedyś, w gimnazjum, miałam strupy na skórze głowy. Wyglądało to tak, jakby po prostu schodziła mi skóra. Włosy mam bardzo gęste, długie, jest ich dużo, więc nie stanowiło to dla mnie dużego problemu (nikt zmian nie widział). Pani dermatolog leczyła mnie 3 lata jak na łuszczycę. Była święcie przekonana, że to łuszczyca, także wypróbowałam wiele leków, m.in. emulsję SQAMAX Lefroscha. Skończyło się na tym, że skóra zamieniła się w jedną wielką ranę od tych leków (właśnie ta emulsja bardzo źle na mnie działała), bolało strasznie, więc odstawiliśmy leki na łuszczycę i zapisała mi jeden szampon - STIEPROX. Szampon pomógł od razu, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Okazało się, że był to pewnie jeden z dziwnych rodzajów łupieżu (chyba łupież tłusty).
W maju tego roku zrobił mi się mały strupek na głowie, taki placek z białą skórą. Znów się trzymało głowy, nie odchodziło z żadnym szamponem. Byłam pewna, że to ten łupież, który miałam kiedyś. Kupiłam STIEPROX. Po miesiącu stosowania - zero efektów. Tak więc poszłam do dermatologa i w wakacje zapisał mi IVOXEL - płyn z substancją czynną tą samą, co w Elocomie maści (steryd). Kazał stosować miesiąc. Po trzech tygodniach stosowania nie było już kompletnie żadnych zmian na skórze. Pojawiły się w czwartym tygodniu, zanim zdążyłam do niego pójść i oczywiście zaczęły się nasilać. Właściwie miałam jeden malutki placek, a teraz mam cały bok głowy zajęty zmianami. Powiedział, że łuszczyca ma taką tendencję do tego, że się nasila, ale że skoro wiemy na pewno, że to łuszczyca to on da mi coś typowo na łuszczycę. Zapisał mi DAIVOBET żel raz dziennie na noc, którego nie zaczęłam jeszcze stosować, bo się boję. Boję się, że z małej zmiany na głowie zrobi mi się zmiana na całe ciało. Moje obawy wynikają z tego, że:
a) nie zapisał żadnych innych rzeczy, poza szamponem dziegciowym Paraderm Plus, który mam wrażenie, że strasznie wysusza skórę i robi się od tego tylko gorzej (odkleja łuskę, ale wysusza i szybko robią się nowe, dlatego zaczęłam po umyciu głowy smarować zmiany żelem aloesowym, który podobno nawilża, ale mam wrażenie, że działanie jest zbyt słabe) - moją uwagę o konieczności nawilżenia zignorował,
b) nie powiedział mi, że skórę chorą na łuszczycę trzeba nawilżać i natłuszczać, w związku z czym pewnie wcale nie jestem bliska zaleczenia, bo nie wiem, czym mam nawilżać i natłuszczać, żeby sobie nie zaszkodzić (mam przykre doświadczenia ze SQAMAXEM i nie wiem, co powinnam zastosować),
c) kazał mi stosować DAIVOBET przez 5-6 tygodni, a na ulotce jest wyraźnie napisane, że powinno stosować się maksymalnie do 4 tygodni, z kolei w sieci przeczytałam, że leczenie silnym sterydem powinno trwać 7-10 dni, a potem powinno się przejść na słabszy steryd.
W związku z powyższym nie wiem kompletnie, co mam teraz robić. Skóra ewidentnie potrzebuje nawilżenia - jest sucha jak wiór, łuska dość się odkleja po szamponie i strup już nie jest taki gruby, ale teraz pozostała taka czerwona skóra, która piecze, strasznie mrowi (czuję, jakby coś mi po niej biegało) i nie wiem, jak jej pomóc, a nie chcę jej podrażnić.
Aktualnie:
- myję głowę Paradermem Plus,
- potem myję jeszcze raz szamponem Emolium, żeby tą czystą z łuski skórę nawilżyć,
- smaruję na koniec żelem aloesowym nawet kilka razy dziennie.
Ogólnie mam wrażenie, że działanie nawilżające jest za słabe. Nie mogę pozbyć się w ogóle pieczenia i mrowienia. Nie wiem, jak wyleczyć tą czerwoną skórę, bo łuski już się dość dobrze pozbyłam.
Skoro kupiłam już ten drogi Daivobet (15g żelu za 63zł), mogłabym go zastosować, ale nie wiem, jak to zrobić z rozsądkiem. Wiem, że sterydy dla łuszczycy to samo zło. Czytałam, że Daivobet jest to głównie pochodna wit. D3 i że generalnie ten lek jest mniej inwazyjny niż pozostałe sterydy (mniejsze jest ryzyko skutków ubocznych). Czy mniejsze jest również ryzyko wystąpienia silniejszego nawrotu choroby? Może ktoś z Was stosował Daivobet i wie, jak się z nim obchodzić rozsądnie, żeby sobie nie zaszkodzić? Mój dermatolog niczego się nie boi, zapisuje leki na długi okres, a potem ja zostaję sama z problemem nawrotu. Najchętniej bym się nim trochę przeleczyła i potem zastosowała coś bez sterydu. Tylko co? Kompletnie mi nie powiedział nic, co dalej z tym zrobić (a ja nie pytałam, bo oczywiście mnie nie poinformował, że to też steryd), więc boję się, że po tych jego 5-6 tygodniach (czy też moich dwóch tygodniach, bo chyba na 5-6 się nie zdecyduję) po odstawieniu będzie tylko gorzej.
Moje najważniejsze pytania:
Co sądzicie o tym Daivobecie? Stosować go czy nie? Jeśli tak to jak długo? Co mogę zrobić po odstawieniu tego sterydu? Czym smarować, żeby nawilżać? Czego użyć do usuwania łusek w przyszłości? I wreszcie najważniejsze dla mnie pytanie - czego użyć, żeby wyleczyć czerwoną pozbawioną już łusek skóry bez użycia sterydów?
Fajnie by było poznać tu kogoś, kto też ma długie, gęste włosy i zna np. jakieś preparaty, które są dobre w nawilżaniu i leczeniu, ale nie będą przetłuszczały włosów. Niestety nie mogę się zamknąć w domu z tłustymi papkami na głowie i nie wychodzić, ponieważ całymi dniami jestem poza domem:) Chciałabym móc z tymi lekami normalnie funkcjonować.
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi, jakie się tu pojawią. Dodam, że zmiany obejmują tylko bok głowy. Nigdzie więcej na moim ciele nic złego się nie dzieje, więc wydaje mi się, że nie jestem w tak tragicznej sytuacji.
Jeśli potrzebujecie jeszcze dodatkowych informacji - pytajcie. Udzielę ich tak szybko jak się da - w końcu to mi zależy na Waszej pomocy! <3